niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 4


Remus Lupin już dawno przestał myśleć, że wilkołactwo go wykończy. Nie, jego choroba, w porównaniu z Potterem i Blackiem była tylko drobnym problemem. Pełnia była tylko co miesiąc, a gdyby oni ograniczali się jedynie do weekendowych wyskoków, to już byłby cud! Ich numery z dnia na dzień były coraz dziwniejsze, a ostatnio bywały też niebezpieczne. I kto musiał ratować im dupy? No oczywiście on! Nie, żeby miał im to za złe, gdyby nie ich brak poszanowania dla szkolnego regulaminu, prawdopodobnie cała ich znajomość wyglądałaby zupełnie inaczej, ale coraz częściej się o nich martwił. Próbował ich trochę uspokoić, kiedy rok temu został prefektem, ale nigdy nie miał serca do dawania im szlabanów, od tego była Lily.
Z cichym westchnieniem zamknął kolejną książkę i odłożył ją na stosik przewertowanych dzieł, w których nie znalazł nic. Całe przedpołudnie przeglądał materiały na temat transmutacji ludzkiej, eliksirów zmieniających wygląd i tym podobnych. Ktoś, kto zmienił Jamesa w laskę musiał się nieźle namęczyć, żeby w ogóle tego dokonać. Oczywiście mógł z tym pójść do McGonagall, ale wyjaśnienie okoliczności, w jakich James został dziewczyną przysporzyłoby kłopotów praktycznie wszystkim Gryfonom, więc zamierzał się do tego uciekać dopiero, kiedy naprawdę nie będzie w stanie sam sobie z tym poradzić. Sięgnął po kolejną książkę z nadzieją, że może w końcu znajdzie rozwiązanie. Nie zdążył się przekonać czy tak jest. Drobna ręka wylądowała na brązowej okładce zatrzaskując książkę, co wyrwało Remusa z zamyślenia.
Powoli powiódł wzrokiem w górę. Nad nim stał drobnej postury Ślizgon z iście arystokratyczną miną, która przy jego delikatnych rysach przywodziła na myśl rozkapryszone dziecko. Mimo to było w nim coś znajomego, w tej twarzy, te czarne włosy i oczy w tym samym kolorze… Remus nagle poczuł dziwną potrzebę odsunięcia się kawałek, ale równocześnie w tej sytuacji było coś intrygującego. Po co Regulus Black miałby się do niego zbliżać? Lupin od początku roku był święcie przekonany, że odkąd Syriusz uciekł z domu między braćmi wyrósł niewidzialny mur uprzedzeń i niedopowiedzeń. Porównując to do początków szkoły, teraz wydawało mu się to oddalone od teraźniejszości o lata świetlne, sytuacja była trochę przybijająca. Remus wiedział, że po przydziale do Gryffindoru większość rodziny Blacków zaczęła się do niego odnosić o wiele chłodniej, ale mimo to na drugim roku Syriusz jeszcze podczas podróży do szkoły przedstawił im młodszego brata. Niezręcznie zrobiło się wtedy, gdy Regulus z dumą oświadczył, że jest pewien swojego przydziału do Slytherinu. Nie mylił się. No i się zaczęło… Na początku nie było źle, chociaż się kłócili, głownie o matkę i jej poglądy, a z roku na rok było coraz gorzej. Na trochę przed zakończeniem ich piątej klasy rozpętało się prawdziwe piekło. Młodszy Black przyznał otwarcie, że popiera Voldemorta i jego Śmierciożerców, chociaż nikt z nauczycieli nigdy tego nie usłyszał. Być może z powodu stresu związanego z SUMami (Remus mógłby w to wątpić, Syriusz był niezwykle pewien swoich umiejętności), Łapa od słów przeszedł do czynów i obaj popisali się biegłą znajomością najróżniejszych uroków.
- Jakiś problem? – zapytał Lupin najbardziej obojętnym tonem, na jaki było go stać.
Regulus nachylił się nad stolikiem, żeby zrównać się z nim wzrokiem.
- Najwyraźniej z moim bratem. Znowu – prychnął Ślizgon. – Sobota w bibliotece? Może bym uwierzył, gdybyś nie przerzucał stosu książek o zbliżonej tematyce. W co on się wpakował? – zapytał takim tonem, jakby kolejny wybryk Syriusza był skazą na jego osobistym honorze.
Czasami ten chłopak przerażał Lupina. Był tak inteligenty, jak Syriusz, chociaż obaj stosowali to na swoje sposoby. Niestety, obaj dobrze się znali, więc chcąc czy też nie, potrafili się domyślić co się działo z tym drugim. Jednak oczywistym też było, że Syriusz miał niezwykły talent do pakowania się w kłopoty. Podstawowym problemem było, czemu młodszy Black się tym interesował? Przecież nawet się do siebie nie odzywali. Zachowywali się, jakby wcale się nie znali. Ale teraz Regulus patrzył na Remusa spojrzeniem rozkapryszonego książątka, co byłoby nawet zabawne, gdyby nie fakt, że jego zainteresowanie Syriuszem nie mogło wróżyć nic dobrego. Był o tym święcie przekonany, ostatni rok spędzili na podsycaniu rodzącej się między nimi nienawiści, a ostry temperament Syriusza wszystko pogarszał.
- Przerzucanie stosu książek o zbliżonej tematyce może być oznaką odrabiania pracy domowej, Black. A teraz z łaski swojej spadaj – odparł utrzymując obojętny ton. Spróbował odtrącić rękę młodszego chłopaka, ale on sam ją cofnął. Mimo to Ślizgon nie odszedł. Popatrzył na niego z góry marszcząc brwi dokładnie w ten sam sposób, jak Syriusz, kiedy próbował rozwiązać jakiś problem. Remus poczuł, że świat się na niego uwziął, zawsze uważał, że było to urocze, ale świadomość, że patrzył teraz na Regulusa jakoś go otrzeźwiała. Mimo to, byli do siebie zbyt podobni, tylko pod względem aparycji, ale jednak...
- Jakoś ci nie wierzę, Lupin – stwierdził chłopak patrząc na Remusa tak wyniośle, jak się tylko dało. - Jeśli ty mi nie powiesz, sam się dowiem – dodał obracając się do niego plecami, co Lunatyk skwitował jedynie wzruszeniem ramionami.
Nie tracąc czasu na oglądanie pleców Regulusa, szybko otworzył książkę i zaczął przeglądać spis treści w nadziei, że tym razem mu się poszczęści. Nawet nie zauważył, że młodszy chłopak podkradł jedną z książek, którymi się otoczył. Nie zwrócił uwagi na adnotacje, że spisane w tym tomie eliksiry wykraczają poza materiał ich szkolnych podręczników i zawierając receptury zbyt skomplikowane dla przeciętnych absolwentów szkoły, za to od razu zauważył, że znajdzie w nim eliksir zmieniający płeć. Biorąc pod uwagę wcześniejsze porażki, wydało mu się, że właśnie doczekał zbawienia. Szybko odnalazł stronę, na której zaczynała się receptura i z nadzieją na uratowanie tyłka Pottera zaczął czytać.

***

Każda kolejna minuta sam na sam z Jamesem w jednym łóżku była prawdziwą torturą. Gdyby Lupin się nad nimi zlitował i podzielił się jakimś zaklęciem łagodzącym ból, już byłoby lepiej, przynajmniej mogliby wstać. Niestety, w tej sytuacji zostawało im tylko leżeć i czekać na powrót Lunatyka. Jeszcze nigdy nie spędzili tyle czasu nic nie mówiąc, a przynajmniej tak wydawało się Syriuszowi. Minuty dłużyły się jak godziny, a on czuł się coraz gorzej. Gdyby nie ten wypadek, mógłby nadal spokojnie udawać, że nic się nie dzieje. Śmiałby się z nieudanych zalotów Pottera do Evans, planowaliby kolejne wyskoki, nic by się nie stało! Udawanie, że nie wszystko jest tak, jak być powinno byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby ta noc nigdy nie zaistniała. Jeśli byli w stanie przespać się ze sobą, nawet po pijaku, to już musiało coś znaczyć. Ze strony Jamesa, prawdopodobnie były to chwilowa utrata zmysłów i próba odreagowania kolejnego kosza od Lily. A on... On był po prostu nachlanym idiotą, który przypadkiem zakochał się w swoim przyjacielu.
Po ich ostatniej wymianie zdań ukrył głowę pod poduszką, żeby tylko James nie mógł zauważyć ewentualnych oznak jego zmagania się ze sobą. Chyba po tym wszystkim będzie musiał poprosić Lupina o zmodyfikowanie im pamięci. To byłoby najlepsze rozwiązanie, jeśli zapomną, będzie tak, jakby to nigdy się nie stało. I co z tego, że podświadomie chciałby zapamiętać każdy szczegół. Prawdopodobnie były to już oznaki małego masochizmu. Gdyby pamiętał, bardziej bolałoby go to, że całe zajście było jedynie wynikiem zbyt dużego stężenia alkoholu we krwi. Chyba było z nim coraz gorzej, przecież nigdy nie przywiązywał wagi do znaczenia łóżkowych zabaw, a teraz miał problem, z którym, prawdopodobnie, zmagały się dziewczyny, które sam tu sprowadzał. Zaraz zacznie się zachowywać jak Potter, kiedy na widoku była Evans, tylko, że będzie musiał się z tym kryć! Przecież nie mógł sobie na to pozwolić!
- Łapa? - niespodziewanie James postanowił się jednak odezwać, chociaż tym razem przybrał ten zaniepokojony ton, którego używał, kiedy zastanawiali się, co dorzucili do kociołka, że eliksir wygląda, jakby zaraz miał z niego wyjrzeć kosmita. Zaraz po tym poczuł jego ciepłą dłoń na swojej nagiej łopatce. Lekko się wzdrygnął, jakoś nie mógł normalnie potraktować kontaktu cielesnego po ich wspólnej nocy. To było zbyt dziwne. Sam fakt, że James mógł się przełamać świadczył o tym, że niezbyt się tym przejął. No cóż, jego bardziej martwiła nagła zmiana płci niż przespanie się z przyjacielem. W sumie lepiej było wiedzieć, że ma to gdzieś, niż usłyszeć, że Rogacza to brzydzi czy coś w tym stylu. Zawsze to lepsze niż nic.
- Syriusz, nie mów, że dalej masz kaca – jęknął chłopak lekko nim potrząsając.
- Nie – burknął spod poduszek. Nie miał siły na kolejną idiotyczną wymianę zdań z Rogaczem, ten już wyraźnie dał mu do zrozumienia, że ten wyskok nic dla niego nie znaczył. Może nie był to najgorszy scenariusz, ale równocześnie irytowało go to, że James nie raczył ani trochę się tym przejąć.
- Nie mów, że teraz będziesz się obrażał za to... Łapa, to tylko jedna pijacka noc, nic takiego – westchnął potrząsając nim mocniej.
Wyczuwając, że Rogacz właśnie wszedł w fazę upierdliwości, a jego kobieca wersja jednak wydawała mu się jakaś groźniejsza (w końcu miał dłuższe paznokcie) postanowił wykopać się pod poduszki. Był to oczywisty błąd. Prawie od razu natrafił wzrokiem na damskie ciało Pottera ubrane jedynie w przydużą koszulę, która może i zasłaniała dolne partie, ale ten chyba złośliwie nie dopiął jej na piersiach. Idiota jak nic. Jakby jeszcze bardziej trzeba było go dobijać.
- Wcale się nie obrażam, ale pozwól, że ci uświadomię, że przez ciebie boli mnie dupa. Gdybyś raczył dać mi spokój i pozwolił po prostu leżeć, bo kurwa, to wcale nie jest takie przyjemne, byłbym bardzo wdzięczny! - warknął jak najszybciej odwracając wzrok od tego babskiego ciałka. To naprawdę było nie fair! Gdyby to na niego trafiła ta transformacja, to Potter musiałby się męczyć, a na pewno byłoby mu trochę łatwiej. Nie, żeby Syriusz chciał utkwić w damskim ciele, ale na pewno byłoby to bardziej sprawiedliwe. Gdyby chociaż nie musiał z nim tu leżeć...
- No wybacz, wątpię, żebyś protestował! I gdybyś zdążył zapomnieć, wcale nie jesteś lepszy! - burknął Rogacz tonem obrażonej księżniczki. Był to oczywisty znak, że sytuacja robi się groźniejsza, już przechodził w tryb typowej baby.
Uratował go, oczywiście, Remus. Luniaczek wpadł jak burza przy okazji trzaskając drzwiami i z dumą pokazał im jakąś oprawioną w skórę książką, której tytuł był, prawdopodobnie, kiedyś wypisany pozłacanymi literkami, ale teraz wszystkie się starły tak, że z daleka Syriusz nie był w stanie przeczytać tytułu.
- Mam! - oświadczył z dumą próbując poprawić rozwichrzone włosy. - Nic więcej nie znalazłem, więc pewnie właśnie tego ktoś użył, no i jest receptura na antidotum... Tylko, że jest piekielnie trudne, przyda nam się pomoc... - mówiąc to Lunatyk zaczął przechadzać się po dormitorium w tą i z powrotem zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że pozostali Huncwoci wpatrują się w niego z dezorientacją wypisaną na twarzach.
- Luniaczku, zwolnij... O co chodzi? - przerwał mu Syriusz. Remus zatrzymał się w pół kroku i obejrzał się na nich jakby dopiero teraz sobie uświadomił, że nie jest sam.
- Jeszcze nie wstaliście? Myślałem... Nie było mnie tyle czasu! - stwierdził wyraźnie załamany ich nieogarnięciem.
- Nie raczyłeś nam pomóc, jak mamy wstać z obolałymi dupami? - Syriusz zrobił minę zbitego psa, jak to miał w zwyczaju, kiedy uważał, że spotykała go jakaś potworna niesprawiedliwość. Wiedział jak działało to na Lupina, chociaż nie miał pojęcia czemu.
Remus musiał skapitulować. W sumie nawet nie miał wyboru, Syriusz z premedytacją wykorzystywał swój urok osobisty przeciwko niemu, chociaż pewnie nie był tego całkowicie świadomy. Prawdopodobnie był przekonany, że Lupin nie potrafił długo się na nich gniewać i po części była prawda, ale główne skrzypce grał tu właśnie urok Łapy. Czasami czuł się jak skończony frajer, bo zabujał się we własnym kumplu, który w dodatku był psem na baby. Sytuacja po prostu beznadziejna, a on mimo wszystko nadal miał nadzieję. A wszystkie te miny Syriusza, którymi próbował coś wybłagać były dla niego po prostu nie do zniesienia. Takie urocze, że powinny być konstytucyjnie zakazane. Przynajmniej tak uważał Remus. Miał tylko nadzieję, że Łapa nie zauważa nic dziwnego w jego zachowaniu i się nie domyśli. Dobrze wiedział, że nie było szansy, żeby Black poczuł do niego coś więcej, czasami nawet wątpił, czy on może się w kimkolwiek zakochać. Zachowywał się tak, jakby niewiele go to interesowało, po prostu skakał z kwiatka na kwiatek. Gdyby dowiedział się o uczuciach Remusa cała ich przyjaźń mogłaby się rozsypać.
- No już... - westchnął cicho kapitulując. I tyle z tej ich kary wyszło, znowu.
Podszedł do nich, żeby obu uwolnić od efektów pijackiej nocy. Naprawdę starał się nie zwracać uwagi na to, że Syriusz ma na sobie jedynie bokserki. Potter wcale nie był lepszy, chociaż Remusa trochę zirytował fakt, że pożyczył sobie koszulę Syriusza, a ten nawet nie zwrócił na to uwagi. Jakim prawem? Łapa zawsze narzekał, kiedy James kradł jego koszule, najczęściej przez pomyłkę.
- Znalazłem rozwiązanie... - burknął cicho kończąc zaklęcia znieczulające dla Jamesa. - Prawdopodobnie ktoś dolał naszej księżniczce eliksiru zmiany płci. Mam recepturę na antidotum, ale jest potwornie skomplikowane. Przydałaby nam się pomoc.
- Pomoc? Ale czyja? - powtórzył za nim Syriusz lekko przekrzywiając głowę. Nigdy nie potrzebował niczyjej pomocy. Samo to pojęcie wydawało się mu bardzo abstrakcyjne. To znaczy, jeśli chodziło o czas spędzany w szkole. Wolał nie myśleć jak wyglądałoby jego życie, gdyby Potterowie nie pomogli mu po ucieczce z domu.
- Mhm... Łapuś, a kto jest u nas najlepszy z eliksirów? - zapytał Remus patrząc na niego znacząco. Dobrze wiedział, jak obaj zareagują na tą propozycję, ale było to jedyne rozwiązanie, a przy okazji jedyna osoba, której, w jego mniemaniu, mogli zaufać.
Protesty wybuchły praktycznie od razu. Syriusz poderwał się z łóżka wykrzykując głośno, że nie ufa wrednym, rudym prefektkom. Było to do przewidzenia. Łapa nigdy nie przepadał za Lily, która czepiała się każdego ich wybryku i gardziła postawą jego i Jamesa, a przy okazji wiecznie odrzucała jego najlepszego przyjaciela ich obu mieszając z błotem. Chociaż ostatnio zrobił się wobec niej jeszcze bardziej wrogi, a wydawało się to niemożliwe. Remus nie miał pojęcia czemu tak się działo, ale odkąd wrócili do szkoły we wrześniu krzywił się kiedy tylko James próbował przy nich zaprosić ją na randkę. Może po prostu miał już dość tego, że Potter robi z siebie idiotę. Było to trochę dziwne, bo jeszcze przed wakacjami nieźle się bawił obserwując te nieudane podrywy i popierał Rogacza, jak się tylko dało. Za to James zaczął gorąco protestować ze swoich powodów. Ciągle powtarzał, że nie pozwoli, żeby Evans takim go zobaczyła. Remus przestał słuchać jego wywodu, kiedy przeszedł do jego rozpaczania nad tym, jak fatalnie wpłynęłoby to na jej opinię o nim.
- A macie lepsze rozwiązanie?! - udało mu się w końcu ich przekrzyczeć. Ku jego zdziwieniu, podziałało. Obaj chłopacy równo się zamknęli i popatrzyli na niego z lekko otwartymi ustami, jakby chcieli coś powiedzieć, ale się zacięli.
- No właśnie. Syriusz, ubieraj się, pójdziesz ze mną. I weź mapę – powiedział, zanim obaj odzyskali głos.
- Uh... Może Evans bardziej spodoba się twoja babska wersja, Potter – rzucił z przekąsem Syriusz, uśmiechając się kpiąco. Brzmiało to jak jeden z jego żartów, chociaż Remus miał wrażenie, że wyłapał w głosie przyjaciela jakąś dziwną nutę.

***

Dobra, moi drodzy państwo, po długiej walce z Open Officem, który w dodatku postanowił wpierdolić akapity i musiałam się bawić w dokumentach Google, żeby to jakoś wyglądało, po ciężkiej bitwie z motywacją, chęciami do życia, brakiem czasu i Wenem, który nawet nie postanowił się pojawić, coś napisałam. Miejscami dupa, miejscami sama nie wiem, co robiłam z klawiaturą, ogólnie to znowu 100% spierdolenia, ale to już norma, Regulus księżniczka, Syriusz księżniczka, James księżniczka... Zaraz będzie Gra o Tron. Mama Remus znowu ratuje sytuację, typowo. Podsumowując: Lucy przydałoby się wrócić do pisania, ale nie ma kiedy.
Nic, specjalne pozdrowienia dla maturzystów XD (Śmieję się, a za rok to będę ja ;-; ) Nic, możecie mnie za to zjechać, nie zdziwię się.
Tytuł zmieniony, bo mogę. Wszyscy wiedzą skąd, nikt nie wie, że mogę powiedzieć to o fabule.
Luce out.

czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział 3

                W sobotnią noc nie spali nie tylko Gryfoni. Grupa starszych Ślizgonów, z której większość należała do rodzin, gdzie przynajmniej jedna osoba miała na przedramieniu Mroczny Znak, spotykała się w jednej z opuszczonych sal. No cóż, znalazł się ten jeden niepozorny Gryfon. Poza Peterem Pettigrew pojawili się też bardziej oczekiwani uczniowie. Regulus Black nadal był zaskoczony obecnością Snape’a, nie lubił Tłustowłosego i miał cichą nadzieję, że po niedawnej wielkiej kłótni z panną Evans odpuści sobie młodocianych kandydatów na Śmierciożerców, na rzecz rudowłosej szlamy. Severus najwyraźniej zmienił swój system wartości.
                Tym razem nie było to zwyczajne spotkanie, tak, jak większość z nich oczekiwała. Po tym, jak Peter niepewnie oświadczył, że wykonał swoje zadanie (o którym Regulus nie miał pojęcia, co było niezwykle irytujące! Czemu mieli ufać temu nieudacznikowi?!), drzwi do sali otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Większość z nich jak na zawołanie obróciła się w tamtą stronę z niekrytym zaskoczeniem, ci ciężej myślący wyciągnęli różdżki. Idioci! Gdyby to był nauczyciel, już mieliby przerąbane! Jedynie ich samozwańczy przywódca, Avery, który swoje miejsce zawdzięczał głównie wiekowi, nie wydawał się zaskoczony.
                - Lestrange, jeden z drugim, opuście różdżki! To tak się teraz wita kobiety? – warknęła na braci Bellatrix Black wchodząc do sali dostojnym krokiem. Jej obcasy cicho stukały o kamienną podłogę. Widząc jak starsza kuzynka dumnie patrzy na wszystkich z góry, Regulus poczuł się śmiesznie mały, z resztą nie tylko on, Rudolf i Rabastan skulili się i potulnie schowali różdżki.
                Nie widywali się z Bellą zbyt często, kiedyś przy okazji świąt udało im się kilka razy porozmawiać, wiedział, że dziewczyna czuje co najmniej niechęć do Syriusza, a on częściowo się z nią zgadzał. Nie miał pojęcia, co teraz sądzić o starszym bracie, czuł do niego żal za zostawienie go samego, może chciałby bardziej go przypominać, ale równocześnie Syriusz był zdrajcą. Zdradził ich rodzinę i wszystko, w co Regulus wierzył. Mimo to nie nienawidził go, jak Bellatrix. Kuzynkę nawet lubił, chociaż nie znali się dobrze, może po trochu ją podziwiał. Dołączyła do Śmierciożerców zaraz po skończeniu szkoły i wydawała się niezwykle oddana Czarnemu Panu, poza tym mimo młodego wieku zyskała spory autorytet.
                Kobieta przeszła przez pół pomieszczenia i przystanęła tylko na chwilę, przy Regulusie. Uśmiechnęła się do niego, na co ten odpowiedział jedynie delikatnym grymasem. Nie uśmiechał się zbyt często, nie miał pojęcia jak ma układać mięśnie twarzy, żeby nie wyglądał jak idiota.
- Nie spinaj się, Regi – rzuciła wesoło i delikatnie rozczochrała mu włosy. Najbliżej stojący Ślizgoni parsknęli zgodnym śmiechem, a on zaczął się zastanawiać czemu musi wyglądać przy niej jak dzieciak. Poza tym fajnie byłoby wiedzieć co właściwie tutaj robiła.
                Obserwował ją cały czas, chociaż czuł, że jego policzki płoną od delikatnego rumieńca. Nie umknęło jego uwadze, że dwaj bracia Lestrange robią dokładnie to samo, chociaż z bardziej głupimi minami. Znał Rabastana, nie był idiotą, a mimo to najwyraźniej ogłupiał. A Bellatrix najwyraźniej to zauważała i nie kryła zadowolenia z zainteresowania, chociaż Regulus wątpił, żeby była szczerze zainteresowana którymś z braci. Podeszła do Avery’ego i szybko przekazała mu coś szeptem. Chłopak jakby bardziej się wyprostował i zesztywniał. Po tym obróciła w ich stronę, a atmosfera jakby się zagęściła. Już wszyscy przyglądali się jej z oczekiwaniem jakby była samym Lordem Voldemortem.
- Urocze, szczeniaczki – mruknęła Bellatrix bardziej do siebie. Uśmiechnęła się tajemniczo i wyciągnęła z szaty niewielką kopertę, którą delikatnie zamachała. – Szczeniaczki – powtórzyła już głośniej –co powiecie na skończenie zabawy w piaskownicy?
- Wcale się nie bawimy! – zaprotestował któryś z młodszych chłopaków. Bella zaśmiała się.
- Jasne, jasne…  – mruknęła wywracając oczami. – No to nie zdziwicie się, że Czarny Pan ma dla was, ekhem, zadanie.
                W sali zapadła pełna zdumienia cisza.

***

                Regulus nigdy nie był tak niewyspany, jak tej niedzieli. Pół nocy spędził z resztą „kumpli” na omawianiu przyszłych planów. Nie było to łatwe biorąc pod uwagę fakt, że wskazówek i szczegółów nie mieli wiele, a czas też był ograniczony. Dopiero po wykonaniu tej części zadania mieli dostać kolejną wiadomość. Układ był prosty: jeśli im się uda – zostaną uznani za pełnoprawnych Śmierciożerców, jeśli nie – wpakują się w gigantyczne kłopoty, nie tylko w szkole.
                 Jego zadanie było dość proste, przynajmniej jak na początek. Musiał jedynie znaleźć najlepszy czar lub eliksir zmieniający wygląd. Nie mieli czasu na eliksir wielosokowy, poza tym on akurat był ograniczony czasowo. Wybrano akurat go, bo przygotowując się do SUMów miał pretekst do ciągłego odwiedzania biblioteki bez budzenia większych podejrzeń, a był w swoim roczniku najbardziej rozgarnięty. I nie zamierzał ukrywać zadowolenia, że Snape został z miejsca odrzucony.
                Rano wypił trochę eliksiru rozbudzającego, bo zasypiał nad swoim śniadaniem, zaraz po tym udał się do biblioteki. Znalezienie dobrego zaklęcia bądź eliksiru mogło zająć wieki, a on musiał znaleźć najlepszą opcję, więc czekało go sporo roboty. Całe przedpołudnie spędził z nosem w książkach notując najróżniejsze informacje na temat wszelkich zaklęć i eliksirów mających cokolwiek wspólnego ze zmianą wyglądu. Gdzieś około jedenastej albo dwunastej (powoli tracił poczucie czasu) zauważył przebiegającego obok Lupina. Kumpel Syriusza gorączkowo szukał jakichś książek. Gryfoński prefekt wyglądał jakby zobaczył trupa albo jeszcze gorzej. Regulus z jednej strony wolał nie wiedzieć, o co chodzi, ale z drugiej coś go ciągnęło zarówno do Lupina, jak i do reszty Huncwotów, no pomijając Petera, ten go irytował.
                Syriusz był jego bratem i nie mógł zaprzeczyć, że chciałby być postrzegany przez niego w bardziej pozytywnym świetle. Gdyby chociaż trochę się opamiętał z tym otwartym sprzeciwem wobec ich rodziny… Regulus nie mógł zaprzeczyć, że podziwia brata. Syriusz zawsze mu imponował, był atrakcyjny, czarujący, dziewczyny rzucały się mu do stóp na jedno skinienie, gdyby nadal był w drużynie, byłby świetny na jakiejkolwiek pozycji, a jego talent do magii był po prostu zaskakujący. Nauczyciele mogli go nie znosić jako Huncwota, ale jako uczeń, pomijając jego słynne pyskówki i częstotliwość zrywania się z lekcji, był uwielbiany.
                James Potter, pierwszy Huncwot na równi z jego bratem. Regulus mógł powiedzieć o nim prawie to samo, co o Syriuszu. Czarujący, przystojny, utalentowany, ale kiedy Syriusz zajmował się kolejnymi podbojami miłosnymi, Potter poświęcał swoją uwagę głównie tej rudowłosej szlamie. Młody Black nie mógł powstrzymać cichego zgrzytnięcia zębami. Lily Evans była jednym z jego najgorszych przekleństw, upierdliwa, idealna uczennica, prefekta z powołania, a w dodatku sposób, w jaki traktowała Pottera… Nie, żeby Regulus przejmował się Jamesem, po prostu nie mógł uwierzyć, że tak niesamowity czarodziej marnuje się przy takiej szlamie! Mógł mieć nadzieję, że niedługo będą mogli się jej pozbyć. James zasługiwał na kogoś lepszego. Nawet, jeśli podczas ostatniego meczu prawie zrzucił Regulusa z miotły. (A Black musiał przyznać, że niemiałby nic przeciwko zrzuceniu go z miotły, o ile zrzucającym byłby właśnie Potter.)
                Trzeci i ostatni Huncwot darzony przez Regulusa jakimikolwiek ciepłymi uczuciami – Remus Lupin – akurat siedział kawałek dalej przeszukując książki w poszukiwaniu informacji. Lupin był przeciwieństwem Pottera i Blacka, ale nie do końca. Drugi gryfoński prefekt, idealny uczeń, „ten grzeczny”… No i uroczy. Remus Lupin był cholernie uroczy z tymi jasnymi, wiecznie rozczochranymi włoskami i zielonymi oczkami. Poza tym Regulus podejrzewał, że bez Lupina dwóch wcześniej wspomnianych panów długo by nie pożyło.  Może skoro czegoś tak gorączkowo szukał… Nie, nie może. Ci dwaj na pewno znowu coś odpieprzyli, ewentualnie w coś się wpakowali! Pytanie w co?
                Syknął cicho i z trzaskiem zamknął czytaną książkę przypominając sobie nerwowego Petera z wczorajszego wieczora. Ten mały szczur miał coś namieszać, prawdopodobnie Remusowi teraz chodziło o to „coś”. Regulus nagle poczuł nieodpartą chęć wmieszania się w ową sprawę.

***

                - Co tak właściwie mamy sobie wyjaśnić? – zapytał James nie mając odwagi spojrzeć na Syriusza. I dobrze, Syriusz też nie mógł teraz na niego spojrzeć. Jak miał na niego patrzeć, kiedy ciągle myślał o nocy, której teraz nie pamiętali. O cholernej nocy, po której im obu został ból dupy! Było jasne, że obaj nieźle się zabawili, tylko czemu, na Merlina, ze sobą?! Syriusz mógł łatwo wytłumaczyć jak mogło to wyglądać z jego strony, chociaż wolał spychać te myśli gdzieś na skraj świadomości, ale Potter?! To było kompletnie nielogiczne, James latał za Evans, a Evans wiecznie go odtrącała, a do Syriusza… Nie, nie, nie. Od razu było widać, że Rogacz ma go tylko za przyjaciela i tak MUSIAŁO zostać. Black nie miał zamiaru udawać, że cała ta sytuacja ma na niego jakikolwiek wpływ. James po prostu nie mógł wiedzieć… Ale mimo to jego głupie pytania prosiły się o trzaśnięcie w twarz. Oj, zatęskniłby za tymi policzkami wymierzanymi przez Lily!
                - Hm, no nie wiem, przespałem się z tobą, ty ze mną, może ja z tobą w babskiej wersji. Przecież to takie normalne! W końcu cały czas to robimy! – warknął odsuwając się na drugi koniec łóżka. Nie chciał w jakikolwiek sposób dawać znać, że przeżywał to w inny sposób, niż powinien. Powinien czuć się dziwnie, prawdopodobnie powinien też zachowywać się jak każdy facet przyłapany w łóżku z kumplem. Niestety, nie wiedział jak to jest i jak powinien się czuć w takiej sytuacji. Zamiast tego jego splątane myśli wędrowały do momentów, które, jakimś cudem, zapamiętał. Jak z niewiadomych powodów pocałował Jamesa, a ten go nie odtrącił, jak szli do łóżka systematycznie pozbywając się ubrań… Powinien się uspokoić, bo jeszcze źle to się skończy.
                - Wybacz, Black, ty przynajmniej nadal jesteś w swojej normalnej postaci! – ofuknął go Rogacz. Jakby to była jego wina, że potterowe ciałko nagle postanowiło zniewieścieć!
- Może to Evans pozbawiła cię jaj – burknął Syriusz. Napięcia wcale nie łagodził uciążliwy ból, który pojawiał się przy każdej przyjmowanej przez niego pozycji. Mógł mieć tylko nadzieję, że James musi znosić coś podobnego.
                Tak naprawdę nie byłoby tak źle, gdyby wiedział, że nie był to tylko pijacki wybryk. Czuł się jak głupia nastolatka z taniego romansidła, ale miał wrażenie, że to naprawdę mogłoby mu pomóc. Ale Potter kochał Lily, a on… A on był po prostu przyjacielem. Oczywiście jeszcze gorszy był Rogacz pod postacią hojnie obdarzonej panienki. Ciężko było ignorować jego ładną buźkę i zgrabne ciałko. Takie to mógłby mieć nawet przez jakiś miesiąc i byłby zadowolony. Ale to był Potter. I oby Remus go szybko odmienił, bo jeśli James miał dostać okresu… Niech Merlin ich broni, normalnie Rogacz bywał potwornie humorzasty, szczególnie po kolejnym koszu od Evans, a co dopiero Potter z okresem!

***


Nie mam pojęcia co robię. Trochę już późno, nie? Nic, Potter z okresem horrorem każdego Huncwota, chyba, że Syriusz dostanie okresu… O czym ja, kurde, myślę?! ;-; Regulus się zgadza? Tak, zjebałam go, wiem, inaczej nie potrafię. Ogólnie to krótkie, znowu, coś się dzieje z moim pisaniem, ugh. Cieszcie oczy, a ja idę poszukiwać wielkiego Niczego or sth. Botanika jest zła! (Musiałam dać hejta. Hejt na botanikę, najgorszy dział biologii zaraz po ekologii.) Nie obrażę się za komentarze J <---- Ta emota ma być creepy, rozumiecie aluzję, nie? 

wtorek, 30 grudnia 2014

List z Hogwartu

Ludzie, herosi, bogowie, tytani, potwory, czarodzieje, Nocni Łowcy, wszyscy!
Wiecie coś o tym, że nieszczęścia chodzą parami? Ja jestem jednoosobową parą. Ostatnio nic nie pisałam, bo dopadła mnie choroba zwana życiem, a teraz... Hm, system zasilania w lapku zdechł, serwis działa od 6 stycznia, więc dostanę go NAJSZYBCIEJ 13 stycznia. Tak, teraz zostaje mi jedynie telefon czyli warunki jak w Szkole Przetrwania, prowizoryczne akapity (spacje), zero justowania tekstu, prawdopodobnie literówki i inne takie </3
Ale się staram!
Lucy(fer) out ~

sobota, 20 września 2014

Rozdział 2

      To zdecydowanie nie był dzień Syriusza. Kac morderca, ból dupy (wolał na razie się nad tym nie zastanawiać) oraz obudzenie się z Jamesem w kobiecej postaci, którego prawdopodobnie przeleciał nie były najlepszym początkiem dnia. Nie tak to miało być, na pewno nie tak! Chociaż na razie roztrząsanie jakichkolwiek problemów było na samym końcu listy rzeczy do zrobienia. Nie miał siły na nic, w zasadzie, żeby mógł zająć się czymkolwiek musiałby najpierw pozbyć się nieznośnego bólu głowy. Gdzie w takich chwilach był Remus? Lupin zawsze miał jakieś zaklęcie na wszelkie dolegliwości.
      - Pamiętasz... Cokolwiek? - Wymamrotał najciszej jak się dało, ale nawet dźwięk własnego głosu sprawił, że Syriusz poczuł wibracje pod czaszką.
- My... To znaczy ty... Łapa, czy ty mnie pocałowałeś? - Odpowiedział niemrawo James. Jego damski głos był jeszcze bardziej uciążliwy dla sponiewieranych zmysłów Blacka. Co to była za Ognista? Jeszcze nigdy nie miał takiego kaca. No może miał, ale zawsze uważał, że "jeszcze nigdy tak nie cierpiał".
      Poczuł się jakby jego wnętrzności zawiązano w supeł i był pewien, że to nie był skutek kaca. To było uczucie o wiele gorsze od kaca, to była świadomość, że był na tyle pijany, że stracił nad sobą panowanie i zrobił coś, czego nie powinien, a równocześnie coś, co już nigdy nie da mu spokoju. Poczuł się jak mała dziwka cholernego losu i sam był sobie winien. Tak, pocałował Jamesa. Tak, chciał tego. Tak, nie powinien. Tak, spieprzył po całości.
- A ty nie miałeś nic przeciwko. - Odpowiedział z nadzieją, że może dowie się czegoś więcej. Udawanie, że nic się nie stało nie miało najmniejszego sensu. - Najprawdopodobniej nawet na tym skorzystałeś, z moją dupą trochę gorzej. - Dodał po raz kolejny zastanawiając się jakim cudem dał się przelecieć. On, Syriusz Black dał dupę własnemu przyjacielowi! Na Merlina... Czy w tej Ognistej coś było?
      - Nie narzekaj, nie ciebie jednego boli dupa. - Odparł James kątem oka obserwując Blacka. Syriusz leżał na brzuchu z twarzą ukrytą w poduszce. Stwierdził, że światło jest zbyt nieprzyjemne dla jego nadwrażliwych oczu. Oczywiście była to też słaba wymówka mająca na celu ograniczenie mu kontaktu wzrokowego z Potterem do zera. Dziwnie się czuł z myślą, że doszło między nimi do czegoś więcej, nie chciał jeszcze bardziej się zamęczać oglądaniem go w kobiecej postaci. To było za dużo. Może nie był w stanie myśleć jak normalny Syriusz, bo kac wszystko utrudniał, ale wiedział, po prostu wiedział, że powinien starać się odsunąć. James musiał myśleć, że nie ma w tym nic poza pijackim błędem. Nie miał pojęcia co teraz zrobić, a tym bardziej co dokładnie stało się w nocy i czemu James nagle był uwięziony w ciele dziewczyny, ale wiedział, że wszyscy muszą myśleć, że jego stosunki z Potterem nie uległy zmianie. No i sam fakt, że dał się przelecieć był tak uwłaczający dla jego ego, że chciał przysięgać, że więcej nie weźmie alkoholu do ust. Oczywiście złamałby tą przysięgę w czasie krótszym niż miesiąc.
      - Gdzie jest Remus? - Jęknął Black przyciskając twarz do poduszki. Jedynie na tyle było go stać, bardziej skomplikowane ruchy od razu przyprawiały go o zawroty głowy, a jego żołądek zaczynał wykonywać niebezpieczne akrobacje.

***

      Spanie na kanapie w salonie Gryfonów nie było najwygodniejszym sposobem na spędzenie nocy. Remusowi to nie przeszkadzało. Ktoś musiał zapanować nad towarzystwem kiedy trzeba było już zakończyć imprezę, żeby przypadkiem McGonagall o niczym nie usłyszała. Poza tym nie był do końca pewien z kim Syriusz wracał do dormitorium, ani gdzie zniknął James, ale zamknięte drzwi i wątpliwości były wystarczającym ostrzeżeniem. Nie chciał przypadkiem być świadkiem ich kolejnych miłosnych podbojów. Szczególnie jeżeli chodziło o Syriusza, wystarczyło mu oglądanie ich rano, kiedy wymykały się rano, bądź kleiły do niego jeszcze do końca weekendu. Bądź co bądź był dobrym przyjacielem i nie chciał im przerywać, nawet jeśli chciałby się znaleźć na miejscu tych dziewczyn... CZY ON WŁAŚNIE PRZYZNAŁ, ŻE CHCIAŁ BYĆ JAK TE DZIEWCZYNY NA JEDNĄ NOC?! REMUS! OGARNIJ SIĘ!
      - Luniak? - Cichy głosik wyrwał go z zamyślenia i zmusił do otworzenia oczu. W tej samej chwili usiadł rozciągając zesztywniałe kończyny, kanapa była jednak trochę za mała. Nad nim pochylał się blondyn o zaokrąglonej twarzy. Peter popatrywał na niego niepewnie jakby nie wiedział czy powinien go budzić. Co poradzić? To cały Peter.
- Hm? Która godzina? - Zapytał Lupin przeczesując rozczochrane włosy niedbałym ruchem.
- Dziewiąta. Syriusz i James... - Zaczął Glizdek, ale on powstrzymał go machnięciem ręki.
- Zajmę się tym. Idź na śniadanie. - Powiedział posyłając drugiemu Huncwotowi krótki uśmiech. Bo kto inny, jak nie on miałby się Tym zająć. Jego skacowani przyjaciele byli trochę jak dzieci, potrzebowali niańki, a on jako dobry przyjaciel ich niańczył. "Mama Remus zawsze pomoże."
      Glizdogonowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, zniknął w mgnieniu oka. Lupin czuł się już w miarę rozbudzony. Wstał rozciągając się. Chyba kanapy zaczynały być za małe, jeszcze we wrześniu były w sam raz. Powoli ruszył do dormitorium szóstoklasistów równocześnie oceniając stan otoczenia. Biorąc pod uwagę wcześniejszy chaos nie było tak źle. Większość była już posprzątana, kilka foteli stało nie tam, gdzie powinny, stoliki powinny zostać posprzątane i trzeba było do końca pozbierać śmieci, ale wieża nie wyglądała jakby poprzedniego dnia nastąpiła w niej apokalipsa. Miał tylko nadzieję, że w ich dormitorium też nie zastanie niczego szokującego.
       Drzwi cicho skrzypnęły kiedy wszedł do środka. Poza tym było niesamowicie cicho, jakby nagle znalazł się w wymiarze wolnym od Gryfonów. Dormitorium wyglądało zwyczajnie, na fotelach leżało trochę ubrań, gdzieniegdzie walały się jakieś papierki po słodyczach, z kufrów powypadało trochę podręczników i notatek, a większość łóżek była pościelona. Tylko jedno było zajęte. Remus cicho westchnął widząc, że Syriusz nie jest sam, ale trzeba było robić dobrą minę do złej gry. Sam zainteresowany pierworodny państwa Black leżał na brzuchu z głową ukrytą w poduszce jakby nie mógł znieść ani grama światła. Świetnie, czyli jest źle. Plus był taki, że raczyli się ubrać w cokolwiek, więc Lupin nie musiał ich oglądać w "pełnej krasie".
      - Luniak? - Dziewczęcy głos wydał mu się dziwnie znajomy, ale nie miał pojęcia czemu. Po cichu liczył na to, że kolejna "wybranka" Syriusza nadal śpi. Niestety dziewczyna najwyraźniej zdążyła się rozbudzić na tyle, żeby go rozpoznać i teraz wpatrywała się w niego dużymi brązowymi oczami.
- Luniak, dzięki Merlinowi, nie uwierzysz... - Zaczęła panienka nie zwracając uwagi na nic. Musiał przyznać, że Syriusz nie wybierał byle kogo. W ogólnym pojęciu była ładna, czarne włosy, delikatne rysy twarzy, oczy w kolorze ciepłej czekolady. W gruncie rzeczy trochę mu kogoś przypominała, ale chyba nie miał głowy do rozpoznawania zupełnie nieznajomych dziewczyn, z którymi sypiał Łapa.
- ... No i obudziłem się w tej postaci... Remus, słuchasz mnie?! - Ostry ton jej wypowiedzi zabrzmiał zabawnie w połączeniu z tym, jak cicho mówiła, prawdopodobnie ze względu na kaca. Dopiero po tym zorientował się, że tak naprawdę jej nie słuchał, ale miał niejasne przeczucie, że coś się nie zgadza. Czemu użyła formy męskiej? Może to po prostu skutek niewyspania?
      - Błagam cię Potter, ciszej. - Syriusz najwyraźniej też nie spał, ale nie dawał znaku życia. Naprawdę musiało być z nim źle...
- Potter?! - Wyrzucił z siebie Remus na razie zbyt zaskoczony, żeby przeanalizować sytuację. Może coś im się pomyliło? Za dużo Ognistej? Tak, to musiało być to. Ale... Dziewczyna wcześniej też powiedziała o sobie jak o facecie i jeżeli się przyjrzeć była podobna do Jamesa. Może to jemu coś się pomieszało? Przecież to nie mógł być James.
      - Ciszej. - Jęknęli obydwoje prawie w tym samym czasie, Syriusz dodatkowo ukrył głowę pod poduszką, jakby to było jego jedyne schronienie. Na swój sposób potrafił być uroczy.
- Tak, Potter. Mówiłem ci, że to ja. - Odparła niezwykle urażona panienka. Popatrzyła na Remusa jakby spodziewała się, że od razu ją rozpozna. Ale skoro ona tak twierdziła i Syriusz też tak uważał... - Wczoraj przyszliśmy tu razem i... No i tak się obudziłem. - Wymamrotał domniemany James. Najwidoczniej nie chciał zdradzać szczegółów, ale chyba tylko ślepy nie zorientowałby się co najprawdopodobniej się stało.
      "Tak się obudziłem", świetnie, czyli wcześniej najprawdopodobniej był w swojej normalnej postaci. Wszystko wskazywało na to, że jeżeli robili to, o co można było ich teraz posądzić, musiało to się dziać wieczorem, czyli zanim James został dziewczyną. Remus nie był pewien czy temu wierzyć, ale najczęściej nie zdarzały się im braki w pamięci, więc wychodziło na to, że któryś z nich przeleciał tego drugiego. Chwilowo pomijając wszelkie zawiłości Lupin po prostu nie mógł uwierzyć, że Syriusz albo James mogą być tak pijani, żeby pójść do łóżka z drugim chłopakiem. I jak, na gacie Merlina, on miał zareagować?!
      Już dawno sam przed sobą przyznał, że czuje coś do Syriusza. Nie ma to jak kujonkowaty prefekt wilkołak lubiący chłopców, co się z nim stało przez ostatni rok? Wszystko przez SUMy, nie mógł uwierzyć, ale wtedy nawet James i Syriusz wzięli się do nauki. To był jeden z wieczorów, który James spędzał na boisku, Glizdek już poszedł spać, a on został sam z Syriuszem. Wbrew pozorom Łapa nie był tak oporny w nauce, jak czasami się sądziło. On i James byli utalentowani, ale byli też Huncwotami, nikt tak naprawdę się nie zastanawiał jak się uczą i chyba nie miało to większego znaczenia. Ale Huncwot czy też nie, historia magii i tak była dla większości nie do przeżycia, Syriusz nie był wyjątkiem. Remus nie czuł się najlepiej z męczeniem go faktami o wojnach goblinów, ale chyba nie było innego wyjścia, poza tym to i tak niezbyt się sprawdzało. W końcu Black zasnął. Po prostu położył się na stoliku i już go nie było, a Lupin nie miał serca go budzić. Próbował się jeszcze uczyć, ale ciągle przyłapywał się na ukradkowym spoglądaniu na Syriusza. Bo po prostu nie dało się na niego nie patrzeć. Później zdarzały się jeszcze takie wieczory, kiedy był tylko on i Syriusz. Zanim się obejrzał był kompletnie i nieodwracalnie zakochany w jednym ze swoich najbliższych przyjaciół. Od tego czasu beznadziejne próby zaproszenia Lily na randkę podejmowane przez Jamesa wydawały mu się o wiele lepszą alternatywą niż to, w co sam wpadł.
      Syriusz był Syriuszem, aroganckim, dumnym i zbuntowanym członkiem rodu Blacków ze zdolnościami do przyciągania uwagi większości damskich spojrzeń. Tak, był irytujący ze swoimi zapędami do pakowania się we wszelkiego rodzaju kłopoty tylko po to, żeby pokazać całemu światu, że ma w głębokim poważaniu wszelkie zasady i udowodnić, że jest takim niesamowitym dupkiem, za jakiego się go ma. To było urocze, szczególnie, że naprawdę taki nie był. Może i miał niesamowicie wielkie ego, bywał arogancki, sarkastyczny, a jego duma rozmiarami mogła dorównywać wspomnianemu już ego, ale to nie był cały Łapa. Syriusz, którego znało naprawdę niewiele osób był wiernym przyjacielem, który wiedział co to miłość, ale mimo to był nieuleczalnym kobieciarzem, o czym wiedzieli wszyscy. Lupin nie mógł zapomnieć pewnego wieczoru kiedy Syriusz "zajął się" pozostałościami Ognistej po niedawnej imprezie i zrobił się trochę zbyt gadatliwy. W praktyce spędził ten wieczór na słuchaniu z lekka filozoficznych rozmyślań Syriusza na temat miłości, jego rodziny i tym podobnych. Na końcu usłyszał, że jest naprawdę dobrym przyjacielem. PRZYJACIELEM!
       Nie chciał niczego zepsuć, więc ograniczał się do ukradkowych spojrzeń na Syriusza, kiedy nikt nie patrzył i robienia za jak najlepszego przyjaciela. Oczywiście do tego drugiego wliczało się opieprzanie go, kiedy zrobił coś potwornie głupiego i tym podobne. Szybko doszedł do wniosku, że Syriusz na pewno nie czuje tego, co on. Nie łudził się nawet, że Łapa nie jest hetero, bo wydawał się hetero w każdym calu. Dlatego też nic nie mówił ani w żaden sposób nie dawał znać, że coś jest inaczej. Lepsze jest bycie postrzeganym tylko jako przyjaciel niż jako beznadziejnie zakochany homoś. Zobaczenie Syriusza w łóżku z damską wersją Jamesa nie było aż tak szokujące w porównaniu z odkryciem, że przespał się z Potterem w jego męskiej postaci. CO SIĘ STAŁO?! Wracając do punktu wyjścia: wyszło na to, że Syriusz mógł przespać się z facetem, ale tym facetem nie był Remus. Właśnie przegrał życie.
      Umiał robić dobrą minę do złej gry, a teraz to było mu najbardziej potrzebne. Syriusz zdecydowanie nie był w stanie sam się ogarnąć, a z Jamesem też nie było najlepiej chociażby biorąc pod uwagę fakt, że był dziewczyną.
      Uśmiechnął się i pokręcił głową z niedowierzaniem. To był dobry początek.
- Mówiłem wam, że powinniście się ograniczać. - Westchnął z udawaną naganą. Zrobił parę kroków w stronę łóżka. James z niesamowitą dla siebie niepewnością wiódł za nim wzrokiem. - Chociaż nie myślałem, że potraficie w pakować się w takie bagno. - Dodał nie mając niczego konkretnego na myśli, nigdy nie słyszał o przypadku przespania się po pijaku z kumplem, który obudził się jako dziewczyna, więc nie potrafił stwierdzić czy to jest bagno, już nawet nie wnikał w ich uczucia, wątpił, żeby czuli coś poza Ognistą.
      Nie dodając nic więcej sięgnął po swoją różdżkę i rzucił na każdego kilka zaklęć, które powinny jakoś pomóc na skutki niedawnej imprezy, no przynajmniej na ich część. Syriusz jakby od razu się ożywił, prawdopodobnie jedynie ból głowy powstrzymywał go od... No czegokolwiek, co typowy Syriusz zrobiłby w takiej sytuacji. Łapa od razu przewrócił się na plecy, usiadł i, ku zaskoczeniu Luniaka, syknął z bólu.
- Rogacz, kurwa, mogłeś się hamować - burknął chociaż niezbyt pewnie, jakby coś przeszkadzało mu w okazywaniu szerszych odczuć na temat ostatniej nocy.
- To samo mogę powiedzieć tobie - odparł James. Remus wolał nie wnikać co takiego musiało się wydarzyć.
      Syriusz wolał nie ciągnąć tematu. Przeniósł wzrok na Remusa i popatrzył na niego tymi czarnymi oczami jak cholerny szczeniaczek po czym oznajmił:
- Na pewno znasz jakieś zak...
- Nawet nie próbuj prosić - uciął mu Lupin. - To was nauczy, że nie powinniście tyle pić - dodał z niesamowitą stanowczością.
- Ale...
- Nie. Teraz słucham wyjaśnień.
- Nienawidzisz mnie - westchnął Syriusz z nieodłącznym dramatyzmem w głosie.
A żebyś wiedział jak się mylisz, Black. Niewypowiedziane zdanie jeszcze jakiś czas błądziło Remusowi po głowie.
- Mówiłem już, jeszcze nie pamiętamy co było wieczorem, ale byłem normalny, a potem obudziłem się właśnie taki! - Streszczenie Jamesa było bardzo krótkie, ale dało się wyczuć w tym typowy dla zaskoczonego Jamesa ton "Ale co się stało?!".
- To będzie trudniejsze niż myślałem - westchnął Remus. - Może dolali ci jakiegoś eliksiru... Poszukam czegoś w bibliotece, a wy... - urwał, żeby popatrzeć na dwójkę przyjaciół, którzy teraz mieli miny typowe dla karconych dzieci. No serio urocze, szkoda, że nie mogli być tacy potulni codziennie! - Wy postarajcie się między sobą coś wyjaśnić.

***

Ok, brak czasu bardzo, wal się wrześniu, zabijasz. Remus bardzo z dedykacją dla Misy i Sumi, tylko bez ścieżek dźwiękowych do pornoli. Nie mam pojęcia co ja momentami robię z literkami, nieważne. TO NIE BYŁA MAGICZNA PIGUŁKA GWAŁTU CZY COŚ, NIKT NIE CHCIAŁ ZGWAŁCIĆ JAMESA (chyba xD). To tak dla jasności. Nie wiem co ty o tym powiedzieć, długość chyba jakoś się zgadza, no mam nadzieję. Ok, idę jeść. 

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 1

      Sobotnie wieczory w gryfońskiej wieży najczęściej miały spokojny charakter. Młodsi uczniowie zajmowali się sobą, starsi uczyli się bądź przesiadywali w pokoju wspólnym. Panna Evans aktywnie udzielała się jako prefekt i próbowała naprostować Huncwotów bądź chociaż uprzykrzyć im życie. Jednak ten wieczór nie był ani trochę spokojny. Wszyscy uczniowie z Gryffindoru byli zaangażowani w świętowanie ostatniej wygranej w meczu ze Ślizgonami. Nie dość, że wygrali z prawie stu punktową przewagą, to wyeliminowali Slytherin z rozgrywek. Żeby wygrać puchar musieli już tylko pokonać Krukonów. Nie dało się zaprzeczyć, że udało im się głównie dzięki ich gwieździe - Potterowi.
      James jednak zniknął gdzieś na początku wieczoru. Prawdopodobnie znowu próbował namówić Lily na randkę. Za to drugi, z całej czwórki, Huncwotów, prawdopodobnie jeden z najprzystojniejszych uczniów, podrywacz i uroczy kombinator jakich mało - Syriusz Black właśnie pławił się w luksusach płynących z samego faktu jego egzystencji.
      Starszy z braci Black niewątpliwie posiadał w swojej władzy urok, któremu chyba nikt nie potrafił się oprzeć. Niespokojna dusza buntownika też nie mogła być nikomu obojętna. Należy również wspomnieć, że wbrew wszelkiej opinii nie był zaraz takim złym uczniem. Wręcz przeciwnie, zarówno on, jak i James byli zdolnymi czarodziejami, po prostu wszelkie zasady zwisały im i powiewały. Tak naprawdę z całej ich "elitarnej" paczki jedynie Glizdogon nie radził sobie tak dobrze.
      Łapa aktualnie zajmował jedną z kanap rozpostarty na niej jak wielki kot na legowisku. Wodził wzrokiem po pokoju jak drapieżnik wypatrujący ofiary, z leniwym uśmiechem błądzącym po ustach. A uśmiech też miał swoje zadanie, bo kto by mu się oparł? Zdążył już rozważyć kilka... kilkanaście kandydatek, z którymi mógłby się zabawić, jednak z niewiadomych powodów po nieco dłuższym zastanowieniu każdą odrzucił. Na razie ograniczał się do picia przemyconej Ognistej Whisky i obserwowania towarzystwa w oczekiwaniu na... Nie wiedział na kogo, ale najwyraźniej jego wstawiony mózg wiedział lepiej co ma robić.
      Nikogo nie zdziwiło to, że godzinę później tańczył na stole z przypadkowo złapaną dziewczyną bez wyraźnego powodu. Po prostu chciał zrobić coś niewyobrażalnie widowiskowego, a zarazem bezcelowego.

***

      "Umówisz się ze mną Evans?" Pytanie to było znane prawie tak, jak wyskoki osobnika, który jej zadawał. Odpowiedź "Chyba śnisz, Potter!" i pogardliwe spojrzenie rudowłosej prefekt nie miało się gorzej. James, mimo to, że znał odpowiedź nadal powtarzał swoją część tego dialogu za każdym razem, kiedy Lily pojawiała się w jego zasięgu. Przecież kiedyś musiała się złamać i przyznać, że tak naprawdę jest nim oczarowana. Nie było innej opcji!
      Zaopatrzony w ten niepoprawny optymizm i przynajmniej kilka promili James wyruszył na poszukiwania panny Evans pośród rozbawionych Gryfonów. Nie dało się uniknąć niespodziewanych przerw wywołanych nagłym przypływem radości i namów do spędzenia chociażby chwili na świętowaniu zwycięstwa z osobami, które ledwie kojarzył. Nie przeszkadzało mu to w najmniejszym stopniu.
      Kiedy odnalazł swoją płomiennowłosą wybrankę był wstawiony co najmniej dwa razy bardziej niż na początku swoich poszukiwań. Nie spodziewał się, że idealna uczennica, jaką była Lily postanowi od tak rzucić się w wir jakże nieodpowiedzialnej zabawy. Prawdopodobnie od niego, jako, że z niewiadomego powodu został ogłoszony prefektem naczelnym, oczekiwano by tego samego. Większego błędu nie można było popełnić. Prawdę mówiąc planował trochę rozkręcić Remusa, ale ten oczywiście okazał się niezwykle odpowiedzialnym przyjacielem, który uważał się za ich ostatnią deskę ratunku, kiedy to będą przechodzić przez mękę zwaną "kac". Mimo to warto było.
      Lily siedziała na klatce schodowej prowadzącej do dormitoriów dziewczyn, a jej mina po zobaczeniu Pottera nie wróżyła Huncwotowi najlepiej. James wręcz poczuł jak przeszywa go lodowymi nożami czającymi się w zielonych oczach. Logiczne więc było, że uśmiechnął się najlepiej jak umiał i podszedł nieco chwiejnym krokiem do dziewczyny. Ta zmierzyła go nieprzychylnym wzrokiem i prychnęła jak rasowa kotka.
      - Czego chcesz? - Pytanie padło zaraz po tym, jak James usiadł obok niej ani na chwilę nie przestając się uśmiechać.
- Umówisz się ze mną, Lilcia? - odpowiedział pytaniem popisując się niezwykle poprawną wymową jak na jego obecny stan. I kolejne prychnięcie.
- Po pierwsze: jesteś pijany. Po drugie: jeszcze raz tak mnie nazwij, a przysięgam, rzucę na ciebie najpotworniejszy urok, jaki uda mi się znaleźć. - Nie dało się nie zauważyć wyraźnie brzmiącej w jej głosie pogardy pomieszanej z groźbą.
- Nie powiedziałaś "nie"! - James ucieszył się jak dziecko odbierając to za oznakę postępu. - Może za...
- Chyba śnisz! - przerwała mu odsuwając się kawałek. Nic sobie z tego nie zrobił i przesunął się za nią.
- Skarbie, jak sama zauważyłaś jestem pijany, ale nie na tyle, żeby mieć zwidy czy inne halucynacje. Nie odmówiłaś... - Mówił bardzo szybko, żeby Lily nie zdążyła mu przerwać, ale w pewnym momencie przerwał im głośny okrzyk dobiegający z pokoju wspólnego.
      James usłyszał jedynie jak Lily rzuciła jakąś uwagę o "nieodpowiedzialnych pacanach" i tyle ją widział. Zbiegła do pokoju wspólnego prawdopodobnie, żeby opanować sytuację. James ruszył się dopiero po chwili. Wstanie wymagało o wiele więcej wysiłku niż samo chodzenie, przynajmniej w jego stanie. W końcu dopiął swego walcząc z bezlitosnym prawem grawitacji i własnym umysłem, który mylił lewą nogę z prawą oraz na odwrót. Tak właśnie walcząc ze sobą dotarł do pokoju wspólnego.
      Widok był bezcenny. Syriusz w najlepsze tańczył na stole z jakąś przypadkową panienką. Musiał przyznać, że jego przyjaciel, nawet pijany, miał niezły gust. Dziewczyna miała długie do pasa włosy w kolorze ciepłej czekolady, była smukła, niższa od Syriusza, ale nie za niska. James nie widział jej twarzy, ponieważ stała tyłem. Za to był w stanie ocenić, że Łapa musiał już być naprawdę wstawiony, nogi mu się plątały i chyba właśnie obstawiano ile jeszcze potrwa, zanim spadnie ze stołu.
      Potter przezornie przepchnął się pod stół. Nie dało się przy tym uniknąć poklepywań po plecach, kilka razy ktoś zaproponował mu Ognistą (nie odmawiał zbyt przekonująco). Okazało się, że miał niesamowite wyczucie czasu. Syriuszowi powinęła się noga, akurat kiedy James znalazł się za nim. Black z okrzykiem zaskoczenia upadł prosto w ramiona skołowanego Pottera. Nie dało się pominąć faktu, że Łapa nie należał do najlżejszych, a on naprawdę wypił za dużo. Nic więc dziwnego, że James też się zachwiał, ale ustał na nogach.
- Mamy parę młodą! - Krzyknął ktoś na tyłach, a reszta towarzystwa podchwyciła temat i zapanował szum rozmów podważających orientację obu chłopaków.
      James szybko postawił Syriusza na nogi. Miało to służyć jedynie utrzymaniu równowagi. Podłoga nagle wydała mu się niezwykle niestabilna... Nie! Ona falowała! Falowała jak... Jak to coś wywieszane na statkach. Nie miał głowy do określania przedmiotów ich nazwami. Kto by się tym przejmował.
- Roguś? - Głos Syriusza wydawał się bardzo niewyraźny. Kto wie czemu?
      Obrócił głowę w poszukiwaniu przyjaciela. Stali tak blisko siebie, że równie dobrze mogliby się pocałować. Sam nie wiedział czy on podpierał się o Syriusza czy też Łapa o niego. Poza tym "Roguś"? Chyba ktoś robił się sentymentalny, to nie wróżyło najlepiej, tym bardziej, że z Jamesem nie było lepiej.
- Chodź ze mną. - Poprosił chłopak już ciągnąc go w stronę klatki schodowej.
      Nie opierał się. Nie chciał się opierać. Nie wiedział czemu, ale pasowało mu to. Może gdzieś po drodze mignęły mu rude włosy. Naprawdę nie interesowało go nic, przynajmniej tak mu się wydawało. Na obecną chwilę miał bardzo zaburzone poczucie realnego świata. Być może dlatego nie zauważył kiedy znalazł się w huncwockim dormitorium. 
      Nieco rozbudziło go trzaśnięcie drzwi. Najwyraźniej Syriusz uznał, że poświęcenie zbyt wiele czasu na zamykanie drzwi nie opłaca się mu w najmniejszym stopniu. Łapa pociągnął go w bliżej nieokreślonym kierunku. Przynajmniej tak się wydawało do czasu, aż oboje padli na pierwsze lepsze łóżko, jakie było im po drodze.
- Łapa? - Wymamrotał spoglądając na drugiego Huncwota. Znowu byli niebezpiecznie blisko. Zbyt blisko! Ale najwyraźniej wcale im to nie przeszkadzało. Syriusz nie wyglądał na zakłopotanego, James też nie czuł się skrępowany. Może to Ognista? Chyba przesadzili...
      Odpowiedź nigdy nie nadeszła, przynajmniej nie słowna. Syriusz Black brał to czego chciał, chyba jeszcze nigdy nikt mu nie odmówił. James nie zmienił tego schematu. Nie odtrącił Syriusza kiedy ten go pocałował, później też tego nie zrobił. I żaden nie myślał o tym, co będzie rano.

***

Yhym, długość kuleje. Wiem, ale jakoś tak po prostu wyszło, moje zboczenie chyba trochę zmalało i nie ma scen łóżkowych. Jestem leniwa. To jedyne wytłumaczenie xD Naprawdę nie mam pojęcia jaki jest sens w tej całej zbieraninie literek powyżej, po prostu przydało się ogarnięcie co było zanim James ewoluował w stworzenie zwane dziewczyną. TYM RAZEM PAMIĘTAŁAM O JUSTOWANIU! Tak dla ścisłości... Pozdrowienia dla Misy, ten mentalny wpierdol chyba czegoś mnie nauczył. Chyba! Skleroza nie boli. Przecinki to mój serdeczny wróg, nie zdziwi mnie, że znowu pospierdalały. Nie wiem co mam jeszcze powiedzieć. Dobra, Jud się obawia co ja tu tworzę (pozdrawiam xD), także proszę serdecznie, komentarze nie gryzą. Ja mogę, ale nie gustuję w ludziach z internetów. (Nie wnikajmy w to, proszę, sama nie ogarniam.)

niedziela, 3 sierpnia 2014

Prolog

      Głośny dziewczęcy pisk rozległ się w dormitorium szóstoklasistów przy okazji budząc mocno skacowanego siedemnastolatka. Syriusz Black wymamrotał coś w półśnie i obrócił się na bok zakrywając głowę poduszką. Jeszcze nigdy, a przynajmniej przez ostatnie kilka tygodni, nie miał tak potwornego kaca. I jeszcze ta jakże cudowna pobudka przypominająca tortury polegające na wbijanie mu gwoździ w czaszkę. Ciężkie jest życie Huncwota. Po chwili piski ustały, więc uznał, że może spokojnie wracać do niczym niezmąconego snu o...
      - Syriusz, na Merlina cholera jasna mać, Syriusz wstawaj! - Black został brutalnie wyrwany z letargu przez znajomy, ale jakby zmieniony głos. Zaraz po tym czyjeś małe lecz posiadające odpowiednią siłę do ruszenia jego sponiewieranego ciała ręce zepchnęły nieszczęśnika z łóżka. Młody czarodziej doszedł do wniosku, że podłoga też jest niczego sobie i już miał zamiar odpłynąć w beztroski sen kiedy owa osóbka, która najwyraźniej była jego ostatnią zdobyczą postanowiła nim potrząsnąć. Ale czemu nie pamiętał, że w ogóle był z jakąś dziewczyną w łóżku? I czemu bolały go okolice jego jakże seksownego tyłka?
      - Syriuszu Black, wstawaj natychmiast! - Usłyszał dziewczęcy głos po raz kolejny. Nie, on chciał spać. Miał kaca, czemu to stworzenie się nad nim nie zlituje?
- Po co? - Wymamrotał układając dłoń pod policzkiem.
- Bo jestem dziewczyną, debilu! - Odpowiedź nadeszła praktycznie natychmiast.
      Łapa niezbyt rozumiał sens tych słów. Co miało znaczyć "Bo jestem dziewczyną..."? A kim miałaby by być? Musiałby być ostro wstawiony, żeby przespać się z facetem, a prawdopodobnie jedynym facetem, z którym Syriusz mógłby się przespać był...
- Na Merlina, nie pierdol Potter! - Siedemnastolatek poderwał się do siadu jak oparzony. Nie skończyło się to najlepiej. Prawie od razu poczuł przeszywający ból w czaszce i zawroty głowy. Światło poraziło jego nadwrażliwe, w chwili obecnej, oczy. Chłopak musiał się podeprzeć o brzeg łóżka i zamknąć oczy, żeby nie poczuć się jeszcze gorzej, o ile było to możliwe.
- Teraz na pewno nie pierdolę! - Odpowiedział mu wyraźnie spanikowany dziewczęcy głos.
     A jednak można poczuć się jeszcze gorzej. Wystarczy do tego świadomość, że jednak przespałeś się z najlepszym przyjacielem, który teraz okazuje się być dziewczyną. Przynajmniej zagadka jego obolałego tyłka się wyjaśniła... Kurwa, najwyraźniej to on dał się przelecieć, świetnie, po prostu cudownie. Co jeszcze pójdzie nie tak?
      Powoli otworzył oczy starając się chronić je przed światłem na wszelkie możliwe sposoby. Przed sobą ujrzał szczupłą dziewczęcą twarz otoczoną czarnymi włosami sięgającymi mniej więcej do ramion i wielkie z przerażenia brązowe oczy. Tak, zdecydowanie tak wyglądałby James w kobiecej wersji... Tfu! To był James! James Potter, jego najlepszy przyjaciel, z którym się przespał był niezwykle seksowną laską! Gdyby jeszcze wiedział co takiego oni musieli wypić, żeby doprowadzić do tej katastrofy.
- Tym razem jednak przesadziliśmy. - Mruknął Black podciągając się na łóżko. - A jak to właściwie się stało?

___

No to witam, dzień dobry bardzo, prawdopodobnie i tak niewielu to czyta. Tak, oto jest typowa Luce, jej zamiłowanie do gejozy i nieokreślonych cosiów, które razem składają się na dłuższe lub krótsze ficki. Ogólnie to powstało tylko dlatego, że w moim cudownym notatniku znalazła się pusta zakładka xD Pozdrawiam serdecznie Misę, wybacz, Wen na SW się spedalił i poszedł na balety, ale wiem, że przekupię cię gejozą, proszę bardzo, mało w tym gejozy, ale wiesz co masz wiedzieć, tak po chamsku gadam do własnej parabatai, ups. Nie bić mnie za długość, to prolog, tag? No... Przydałoby mi się iść spać. To bierzemy chińszczyznę na dobry rozwój yaoi i komu w drogę, temu coś tam... Nieważne, na autostradach i tak są korki. Kończę gadać, pogapcie się na pięknego Syriusza od Virii. 
Z wyrazami głębokiego ubolewania nad brakiem dobrego yaoi w internetach, Luce.