niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 4


Remus Lupin już dawno przestał myśleć, że wilkołactwo go wykończy. Nie, jego choroba, w porównaniu z Potterem i Blackiem była tylko drobnym problemem. Pełnia była tylko co miesiąc, a gdyby oni ograniczali się jedynie do weekendowych wyskoków, to już byłby cud! Ich numery z dnia na dzień były coraz dziwniejsze, a ostatnio bywały też niebezpieczne. I kto musiał ratować im dupy? No oczywiście on! Nie, żeby miał im to za złe, gdyby nie ich brak poszanowania dla szkolnego regulaminu, prawdopodobnie cała ich znajomość wyglądałaby zupełnie inaczej, ale coraz częściej się o nich martwił. Próbował ich trochę uspokoić, kiedy rok temu został prefektem, ale nigdy nie miał serca do dawania im szlabanów, od tego była Lily.
Z cichym westchnieniem zamknął kolejną książkę i odłożył ją na stosik przewertowanych dzieł, w których nie znalazł nic. Całe przedpołudnie przeglądał materiały na temat transmutacji ludzkiej, eliksirów zmieniających wygląd i tym podobnych. Ktoś, kto zmienił Jamesa w laskę musiał się nieźle namęczyć, żeby w ogóle tego dokonać. Oczywiście mógł z tym pójść do McGonagall, ale wyjaśnienie okoliczności, w jakich James został dziewczyną przysporzyłoby kłopotów praktycznie wszystkim Gryfonom, więc zamierzał się do tego uciekać dopiero, kiedy naprawdę nie będzie w stanie sam sobie z tym poradzić. Sięgnął po kolejną książkę z nadzieją, że może w końcu znajdzie rozwiązanie. Nie zdążył się przekonać czy tak jest. Drobna ręka wylądowała na brązowej okładce zatrzaskując książkę, co wyrwało Remusa z zamyślenia.
Powoli powiódł wzrokiem w górę. Nad nim stał drobnej postury Ślizgon z iście arystokratyczną miną, która przy jego delikatnych rysach przywodziła na myśl rozkapryszone dziecko. Mimo to było w nim coś znajomego, w tej twarzy, te czarne włosy i oczy w tym samym kolorze… Remus nagle poczuł dziwną potrzebę odsunięcia się kawałek, ale równocześnie w tej sytuacji było coś intrygującego. Po co Regulus Black miałby się do niego zbliżać? Lupin od początku roku był święcie przekonany, że odkąd Syriusz uciekł z domu między braćmi wyrósł niewidzialny mur uprzedzeń i niedopowiedzeń. Porównując to do początków szkoły, teraz wydawało mu się to oddalone od teraźniejszości o lata świetlne, sytuacja była trochę przybijająca. Remus wiedział, że po przydziale do Gryffindoru większość rodziny Blacków zaczęła się do niego odnosić o wiele chłodniej, ale mimo to na drugim roku Syriusz jeszcze podczas podróży do szkoły przedstawił im młodszego brata. Niezręcznie zrobiło się wtedy, gdy Regulus z dumą oświadczył, że jest pewien swojego przydziału do Slytherinu. Nie mylił się. No i się zaczęło… Na początku nie było źle, chociaż się kłócili, głownie o matkę i jej poglądy, a z roku na rok było coraz gorzej. Na trochę przed zakończeniem ich piątej klasy rozpętało się prawdziwe piekło. Młodszy Black przyznał otwarcie, że popiera Voldemorta i jego Śmierciożerców, chociaż nikt z nauczycieli nigdy tego nie usłyszał. Być może z powodu stresu związanego z SUMami (Remus mógłby w to wątpić, Syriusz był niezwykle pewien swoich umiejętności), Łapa od słów przeszedł do czynów i obaj popisali się biegłą znajomością najróżniejszych uroków.
- Jakiś problem? – zapytał Lupin najbardziej obojętnym tonem, na jaki było go stać.
Regulus nachylił się nad stolikiem, żeby zrównać się z nim wzrokiem.
- Najwyraźniej z moim bratem. Znowu – prychnął Ślizgon. – Sobota w bibliotece? Może bym uwierzył, gdybyś nie przerzucał stosu książek o zbliżonej tematyce. W co on się wpakował? – zapytał takim tonem, jakby kolejny wybryk Syriusza był skazą na jego osobistym honorze.
Czasami ten chłopak przerażał Lupina. Był tak inteligenty, jak Syriusz, chociaż obaj stosowali to na swoje sposoby. Niestety, obaj dobrze się znali, więc chcąc czy też nie, potrafili się domyślić co się działo z tym drugim. Jednak oczywistym też było, że Syriusz miał niezwykły talent do pakowania się w kłopoty. Podstawowym problemem było, czemu młodszy Black się tym interesował? Przecież nawet się do siebie nie odzywali. Zachowywali się, jakby wcale się nie znali. Ale teraz Regulus patrzył na Remusa spojrzeniem rozkapryszonego książątka, co byłoby nawet zabawne, gdyby nie fakt, że jego zainteresowanie Syriuszem nie mogło wróżyć nic dobrego. Był o tym święcie przekonany, ostatni rok spędzili na podsycaniu rodzącej się między nimi nienawiści, a ostry temperament Syriusza wszystko pogarszał.
- Przerzucanie stosu książek o zbliżonej tematyce może być oznaką odrabiania pracy domowej, Black. A teraz z łaski swojej spadaj – odparł utrzymując obojętny ton. Spróbował odtrącić rękę młodszego chłopaka, ale on sam ją cofnął. Mimo to Ślizgon nie odszedł. Popatrzył na niego z góry marszcząc brwi dokładnie w ten sam sposób, jak Syriusz, kiedy próbował rozwiązać jakiś problem. Remus poczuł, że świat się na niego uwziął, zawsze uważał, że było to urocze, ale świadomość, że patrzył teraz na Regulusa jakoś go otrzeźwiała. Mimo to, byli do siebie zbyt podobni, tylko pod względem aparycji, ale jednak...
- Jakoś ci nie wierzę, Lupin – stwierdził chłopak patrząc na Remusa tak wyniośle, jak się tylko dało. - Jeśli ty mi nie powiesz, sam się dowiem – dodał obracając się do niego plecami, co Lunatyk skwitował jedynie wzruszeniem ramionami.
Nie tracąc czasu na oglądanie pleców Regulusa, szybko otworzył książkę i zaczął przeglądać spis treści w nadziei, że tym razem mu się poszczęści. Nawet nie zauważył, że młodszy chłopak podkradł jedną z książek, którymi się otoczył. Nie zwrócił uwagi na adnotacje, że spisane w tym tomie eliksiry wykraczają poza materiał ich szkolnych podręczników i zawierając receptury zbyt skomplikowane dla przeciętnych absolwentów szkoły, za to od razu zauważył, że znajdzie w nim eliksir zmieniający płeć. Biorąc pod uwagę wcześniejsze porażki, wydało mu się, że właśnie doczekał zbawienia. Szybko odnalazł stronę, na której zaczynała się receptura i z nadzieją na uratowanie tyłka Pottera zaczął czytać.

***

Każda kolejna minuta sam na sam z Jamesem w jednym łóżku była prawdziwą torturą. Gdyby Lupin się nad nimi zlitował i podzielił się jakimś zaklęciem łagodzącym ból, już byłoby lepiej, przynajmniej mogliby wstać. Niestety, w tej sytuacji zostawało im tylko leżeć i czekać na powrót Lunatyka. Jeszcze nigdy nie spędzili tyle czasu nic nie mówiąc, a przynajmniej tak wydawało się Syriuszowi. Minuty dłużyły się jak godziny, a on czuł się coraz gorzej. Gdyby nie ten wypadek, mógłby nadal spokojnie udawać, że nic się nie dzieje. Śmiałby się z nieudanych zalotów Pottera do Evans, planowaliby kolejne wyskoki, nic by się nie stało! Udawanie, że nie wszystko jest tak, jak być powinno byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby ta noc nigdy nie zaistniała. Jeśli byli w stanie przespać się ze sobą, nawet po pijaku, to już musiało coś znaczyć. Ze strony Jamesa, prawdopodobnie były to chwilowa utrata zmysłów i próba odreagowania kolejnego kosza od Lily. A on... On był po prostu nachlanym idiotą, który przypadkiem zakochał się w swoim przyjacielu.
Po ich ostatniej wymianie zdań ukrył głowę pod poduszką, żeby tylko James nie mógł zauważyć ewentualnych oznak jego zmagania się ze sobą. Chyba po tym wszystkim będzie musiał poprosić Lupina o zmodyfikowanie im pamięci. To byłoby najlepsze rozwiązanie, jeśli zapomną, będzie tak, jakby to nigdy się nie stało. I co z tego, że podświadomie chciałby zapamiętać każdy szczegół. Prawdopodobnie były to już oznaki małego masochizmu. Gdyby pamiętał, bardziej bolałoby go to, że całe zajście było jedynie wynikiem zbyt dużego stężenia alkoholu we krwi. Chyba było z nim coraz gorzej, przecież nigdy nie przywiązywał wagi do znaczenia łóżkowych zabaw, a teraz miał problem, z którym, prawdopodobnie, zmagały się dziewczyny, które sam tu sprowadzał. Zaraz zacznie się zachowywać jak Potter, kiedy na widoku była Evans, tylko, że będzie musiał się z tym kryć! Przecież nie mógł sobie na to pozwolić!
- Łapa? - niespodziewanie James postanowił się jednak odezwać, chociaż tym razem przybrał ten zaniepokojony ton, którego używał, kiedy zastanawiali się, co dorzucili do kociołka, że eliksir wygląda, jakby zaraz miał z niego wyjrzeć kosmita. Zaraz po tym poczuł jego ciepłą dłoń na swojej nagiej łopatce. Lekko się wzdrygnął, jakoś nie mógł normalnie potraktować kontaktu cielesnego po ich wspólnej nocy. To było zbyt dziwne. Sam fakt, że James mógł się przełamać świadczył o tym, że niezbyt się tym przejął. No cóż, jego bardziej martwiła nagła zmiana płci niż przespanie się z przyjacielem. W sumie lepiej było wiedzieć, że ma to gdzieś, niż usłyszeć, że Rogacza to brzydzi czy coś w tym stylu. Zawsze to lepsze niż nic.
- Syriusz, nie mów, że dalej masz kaca – jęknął chłopak lekko nim potrząsając.
- Nie – burknął spod poduszek. Nie miał siły na kolejną idiotyczną wymianę zdań z Rogaczem, ten już wyraźnie dał mu do zrozumienia, że ten wyskok nic dla niego nie znaczył. Może nie był to najgorszy scenariusz, ale równocześnie irytowało go to, że James nie raczył ani trochę się tym przejąć.
- Nie mów, że teraz będziesz się obrażał za to... Łapa, to tylko jedna pijacka noc, nic takiego – westchnął potrząsając nim mocniej.
Wyczuwając, że Rogacz właśnie wszedł w fazę upierdliwości, a jego kobieca wersja jednak wydawała mu się jakaś groźniejsza (w końcu miał dłuższe paznokcie) postanowił wykopać się pod poduszki. Był to oczywisty błąd. Prawie od razu natrafił wzrokiem na damskie ciało Pottera ubrane jedynie w przydużą koszulę, która może i zasłaniała dolne partie, ale ten chyba złośliwie nie dopiął jej na piersiach. Idiota jak nic. Jakby jeszcze bardziej trzeba było go dobijać.
- Wcale się nie obrażam, ale pozwól, że ci uświadomię, że przez ciebie boli mnie dupa. Gdybyś raczył dać mi spokój i pozwolił po prostu leżeć, bo kurwa, to wcale nie jest takie przyjemne, byłbym bardzo wdzięczny! - warknął jak najszybciej odwracając wzrok od tego babskiego ciałka. To naprawdę było nie fair! Gdyby to na niego trafiła ta transformacja, to Potter musiałby się męczyć, a na pewno byłoby mu trochę łatwiej. Nie, żeby Syriusz chciał utkwić w damskim ciele, ale na pewno byłoby to bardziej sprawiedliwe. Gdyby chociaż nie musiał z nim tu leżeć...
- No wybacz, wątpię, żebyś protestował! I gdybyś zdążył zapomnieć, wcale nie jesteś lepszy! - burknął Rogacz tonem obrażonej księżniczki. Był to oczywisty znak, że sytuacja robi się groźniejsza, już przechodził w tryb typowej baby.
Uratował go, oczywiście, Remus. Luniaczek wpadł jak burza przy okazji trzaskając drzwiami i z dumą pokazał im jakąś oprawioną w skórę książką, której tytuł był, prawdopodobnie, kiedyś wypisany pozłacanymi literkami, ale teraz wszystkie się starły tak, że z daleka Syriusz nie był w stanie przeczytać tytułu.
- Mam! - oświadczył z dumą próbując poprawić rozwichrzone włosy. - Nic więcej nie znalazłem, więc pewnie właśnie tego ktoś użył, no i jest receptura na antidotum... Tylko, że jest piekielnie trudne, przyda nam się pomoc... - mówiąc to Lunatyk zaczął przechadzać się po dormitorium w tą i z powrotem zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że pozostali Huncwoci wpatrują się w niego z dezorientacją wypisaną na twarzach.
- Luniaczku, zwolnij... O co chodzi? - przerwał mu Syriusz. Remus zatrzymał się w pół kroku i obejrzał się na nich jakby dopiero teraz sobie uświadomił, że nie jest sam.
- Jeszcze nie wstaliście? Myślałem... Nie było mnie tyle czasu! - stwierdził wyraźnie załamany ich nieogarnięciem.
- Nie raczyłeś nam pomóc, jak mamy wstać z obolałymi dupami? - Syriusz zrobił minę zbitego psa, jak to miał w zwyczaju, kiedy uważał, że spotykała go jakaś potworna niesprawiedliwość. Wiedział jak działało to na Lupina, chociaż nie miał pojęcia czemu.
Remus musiał skapitulować. W sumie nawet nie miał wyboru, Syriusz z premedytacją wykorzystywał swój urok osobisty przeciwko niemu, chociaż pewnie nie był tego całkowicie świadomy. Prawdopodobnie był przekonany, że Lupin nie potrafił długo się na nich gniewać i po części była prawda, ale główne skrzypce grał tu właśnie urok Łapy. Czasami czuł się jak skończony frajer, bo zabujał się we własnym kumplu, który w dodatku był psem na baby. Sytuacja po prostu beznadziejna, a on mimo wszystko nadal miał nadzieję. A wszystkie te miny Syriusza, którymi próbował coś wybłagać były dla niego po prostu nie do zniesienia. Takie urocze, że powinny być konstytucyjnie zakazane. Przynajmniej tak uważał Remus. Miał tylko nadzieję, że Łapa nie zauważa nic dziwnego w jego zachowaniu i się nie domyśli. Dobrze wiedział, że nie było szansy, żeby Black poczuł do niego coś więcej, czasami nawet wątpił, czy on może się w kimkolwiek zakochać. Zachowywał się tak, jakby niewiele go to interesowało, po prostu skakał z kwiatka na kwiatek. Gdyby dowiedział się o uczuciach Remusa cała ich przyjaźń mogłaby się rozsypać.
- No już... - westchnął cicho kapitulując. I tyle z tej ich kary wyszło, znowu.
Podszedł do nich, żeby obu uwolnić od efektów pijackiej nocy. Naprawdę starał się nie zwracać uwagi na to, że Syriusz ma na sobie jedynie bokserki. Potter wcale nie był lepszy, chociaż Remusa trochę zirytował fakt, że pożyczył sobie koszulę Syriusza, a ten nawet nie zwrócił na to uwagi. Jakim prawem? Łapa zawsze narzekał, kiedy James kradł jego koszule, najczęściej przez pomyłkę.
- Znalazłem rozwiązanie... - burknął cicho kończąc zaklęcia znieczulające dla Jamesa. - Prawdopodobnie ktoś dolał naszej księżniczce eliksiru zmiany płci. Mam recepturę na antidotum, ale jest potwornie skomplikowane. Przydałaby nam się pomoc.
- Pomoc? Ale czyja? - powtórzył za nim Syriusz lekko przekrzywiając głowę. Nigdy nie potrzebował niczyjej pomocy. Samo to pojęcie wydawało się mu bardzo abstrakcyjne. To znaczy, jeśli chodziło o czas spędzany w szkole. Wolał nie myśleć jak wyglądałoby jego życie, gdyby Potterowie nie pomogli mu po ucieczce z domu.
- Mhm... Łapuś, a kto jest u nas najlepszy z eliksirów? - zapytał Remus patrząc na niego znacząco. Dobrze wiedział, jak obaj zareagują na tą propozycję, ale było to jedyne rozwiązanie, a przy okazji jedyna osoba, której, w jego mniemaniu, mogli zaufać.
Protesty wybuchły praktycznie od razu. Syriusz poderwał się z łóżka wykrzykując głośno, że nie ufa wrednym, rudym prefektkom. Było to do przewidzenia. Łapa nigdy nie przepadał za Lily, która czepiała się każdego ich wybryku i gardziła postawą jego i Jamesa, a przy okazji wiecznie odrzucała jego najlepszego przyjaciela ich obu mieszając z błotem. Chociaż ostatnio zrobił się wobec niej jeszcze bardziej wrogi, a wydawało się to niemożliwe. Remus nie miał pojęcia czemu tak się działo, ale odkąd wrócili do szkoły we wrześniu krzywił się kiedy tylko James próbował przy nich zaprosić ją na randkę. Może po prostu miał już dość tego, że Potter robi z siebie idiotę. Było to trochę dziwne, bo jeszcze przed wakacjami nieźle się bawił obserwując te nieudane podrywy i popierał Rogacza, jak się tylko dało. Za to James zaczął gorąco protestować ze swoich powodów. Ciągle powtarzał, że nie pozwoli, żeby Evans takim go zobaczyła. Remus przestał słuchać jego wywodu, kiedy przeszedł do jego rozpaczania nad tym, jak fatalnie wpłynęłoby to na jej opinię o nim.
- A macie lepsze rozwiązanie?! - udało mu się w końcu ich przekrzyczeć. Ku jego zdziwieniu, podziałało. Obaj chłopacy równo się zamknęli i popatrzyli na niego z lekko otwartymi ustami, jakby chcieli coś powiedzieć, ale się zacięli.
- No właśnie. Syriusz, ubieraj się, pójdziesz ze mną. I weź mapę – powiedział, zanim obaj odzyskali głos.
- Uh... Może Evans bardziej spodoba się twoja babska wersja, Potter – rzucił z przekąsem Syriusz, uśmiechając się kpiąco. Brzmiało to jak jeden z jego żartów, chociaż Remus miał wrażenie, że wyłapał w głosie przyjaciela jakąś dziwną nutę.

***

Dobra, moi drodzy państwo, po długiej walce z Open Officem, który w dodatku postanowił wpierdolić akapity i musiałam się bawić w dokumentach Google, żeby to jakoś wyglądało, po ciężkiej bitwie z motywacją, chęciami do życia, brakiem czasu i Wenem, który nawet nie postanowił się pojawić, coś napisałam. Miejscami dupa, miejscami sama nie wiem, co robiłam z klawiaturą, ogólnie to znowu 100% spierdolenia, ale to już norma, Regulus księżniczka, Syriusz księżniczka, James księżniczka... Zaraz będzie Gra o Tron. Mama Remus znowu ratuje sytuację, typowo. Podsumowując: Lucy przydałoby się wrócić do pisania, ale nie ma kiedy.
Nic, specjalne pozdrowienia dla maturzystów XD (Śmieję się, a za rok to będę ja ;-; ) Nic, możecie mnie za to zjechać, nie zdziwię się.
Tytuł zmieniony, bo mogę. Wszyscy wiedzą skąd, nikt nie wie, że mogę powiedzieć to o fabule.
Luce out.

czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział 3

                W sobotnią noc nie spali nie tylko Gryfoni. Grupa starszych Ślizgonów, z której większość należała do rodzin, gdzie przynajmniej jedna osoba miała na przedramieniu Mroczny Znak, spotykała się w jednej z opuszczonych sal. No cóż, znalazł się ten jeden niepozorny Gryfon. Poza Peterem Pettigrew pojawili się też bardziej oczekiwani uczniowie. Regulus Black nadal był zaskoczony obecnością Snape’a, nie lubił Tłustowłosego i miał cichą nadzieję, że po niedawnej wielkiej kłótni z panną Evans odpuści sobie młodocianych kandydatów na Śmierciożerców, na rzecz rudowłosej szlamy. Severus najwyraźniej zmienił swój system wartości.
                Tym razem nie było to zwyczajne spotkanie, tak, jak większość z nich oczekiwała. Po tym, jak Peter niepewnie oświadczył, że wykonał swoje zadanie (o którym Regulus nie miał pojęcia, co było niezwykle irytujące! Czemu mieli ufać temu nieudacznikowi?!), drzwi do sali otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Większość z nich jak na zawołanie obróciła się w tamtą stronę z niekrytym zaskoczeniem, ci ciężej myślący wyciągnęli różdżki. Idioci! Gdyby to był nauczyciel, już mieliby przerąbane! Jedynie ich samozwańczy przywódca, Avery, który swoje miejsce zawdzięczał głównie wiekowi, nie wydawał się zaskoczony.
                - Lestrange, jeden z drugim, opuście różdżki! To tak się teraz wita kobiety? – warknęła na braci Bellatrix Black wchodząc do sali dostojnym krokiem. Jej obcasy cicho stukały o kamienną podłogę. Widząc jak starsza kuzynka dumnie patrzy na wszystkich z góry, Regulus poczuł się śmiesznie mały, z resztą nie tylko on, Rudolf i Rabastan skulili się i potulnie schowali różdżki.
                Nie widywali się z Bellą zbyt często, kiedyś przy okazji świąt udało im się kilka razy porozmawiać, wiedział, że dziewczyna czuje co najmniej niechęć do Syriusza, a on częściowo się z nią zgadzał. Nie miał pojęcia, co teraz sądzić o starszym bracie, czuł do niego żal za zostawienie go samego, może chciałby bardziej go przypominać, ale równocześnie Syriusz był zdrajcą. Zdradził ich rodzinę i wszystko, w co Regulus wierzył. Mimo to nie nienawidził go, jak Bellatrix. Kuzynkę nawet lubił, chociaż nie znali się dobrze, może po trochu ją podziwiał. Dołączyła do Śmierciożerców zaraz po skończeniu szkoły i wydawała się niezwykle oddana Czarnemu Panu, poza tym mimo młodego wieku zyskała spory autorytet.
                Kobieta przeszła przez pół pomieszczenia i przystanęła tylko na chwilę, przy Regulusie. Uśmiechnęła się do niego, na co ten odpowiedział jedynie delikatnym grymasem. Nie uśmiechał się zbyt często, nie miał pojęcia jak ma układać mięśnie twarzy, żeby nie wyglądał jak idiota.
- Nie spinaj się, Regi – rzuciła wesoło i delikatnie rozczochrała mu włosy. Najbliżej stojący Ślizgoni parsknęli zgodnym śmiechem, a on zaczął się zastanawiać czemu musi wyglądać przy niej jak dzieciak. Poza tym fajnie byłoby wiedzieć co właściwie tutaj robiła.
                Obserwował ją cały czas, chociaż czuł, że jego policzki płoną od delikatnego rumieńca. Nie umknęło jego uwadze, że dwaj bracia Lestrange robią dokładnie to samo, chociaż z bardziej głupimi minami. Znał Rabastana, nie był idiotą, a mimo to najwyraźniej ogłupiał. A Bellatrix najwyraźniej to zauważała i nie kryła zadowolenia z zainteresowania, chociaż Regulus wątpił, żeby była szczerze zainteresowana którymś z braci. Podeszła do Avery’ego i szybko przekazała mu coś szeptem. Chłopak jakby bardziej się wyprostował i zesztywniał. Po tym obróciła w ich stronę, a atmosfera jakby się zagęściła. Już wszyscy przyglądali się jej z oczekiwaniem jakby była samym Lordem Voldemortem.
- Urocze, szczeniaczki – mruknęła Bellatrix bardziej do siebie. Uśmiechnęła się tajemniczo i wyciągnęła z szaty niewielką kopertę, którą delikatnie zamachała. – Szczeniaczki – powtórzyła już głośniej –co powiecie na skończenie zabawy w piaskownicy?
- Wcale się nie bawimy! – zaprotestował któryś z młodszych chłopaków. Bella zaśmiała się.
- Jasne, jasne…  – mruknęła wywracając oczami. – No to nie zdziwicie się, że Czarny Pan ma dla was, ekhem, zadanie.
                W sali zapadła pełna zdumienia cisza.

***

                Regulus nigdy nie był tak niewyspany, jak tej niedzieli. Pół nocy spędził z resztą „kumpli” na omawianiu przyszłych planów. Nie było to łatwe biorąc pod uwagę fakt, że wskazówek i szczegółów nie mieli wiele, a czas też był ograniczony. Dopiero po wykonaniu tej części zadania mieli dostać kolejną wiadomość. Układ był prosty: jeśli im się uda – zostaną uznani za pełnoprawnych Śmierciożerców, jeśli nie – wpakują się w gigantyczne kłopoty, nie tylko w szkole.
                 Jego zadanie było dość proste, przynajmniej jak na początek. Musiał jedynie znaleźć najlepszy czar lub eliksir zmieniający wygląd. Nie mieli czasu na eliksir wielosokowy, poza tym on akurat był ograniczony czasowo. Wybrano akurat go, bo przygotowując się do SUMów miał pretekst do ciągłego odwiedzania biblioteki bez budzenia większych podejrzeń, a był w swoim roczniku najbardziej rozgarnięty. I nie zamierzał ukrywać zadowolenia, że Snape został z miejsca odrzucony.
                Rano wypił trochę eliksiru rozbudzającego, bo zasypiał nad swoim śniadaniem, zaraz po tym udał się do biblioteki. Znalezienie dobrego zaklęcia bądź eliksiru mogło zająć wieki, a on musiał znaleźć najlepszą opcję, więc czekało go sporo roboty. Całe przedpołudnie spędził z nosem w książkach notując najróżniejsze informacje na temat wszelkich zaklęć i eliksirów mających cokolwiek wspólnego ze zmianą wyglądu. Gdzieś około jedenastej albo dwunastej (powoli tracił poczucie czasu) zauważył przebiegającego obok Lupina. Kumpel Syriusza gorączkowo szukał jakichś książek. Gryfoński prefekt wyglądał jakby zobaczył trupa albo jeszcze gorzej. Regulus z jednej strony wolał nie wiedzieć, o co chodzi, ale z drugiej coś go ciągnęło zarówno do Lupina, jak i do reszty Huncwotów, no pomijając Petera, ten go irytował.
                Syriusz był jego bratem i nie mógł zaprzeczyć, że chciałby być postrzegany przez niego w bardziej pozytywnym świetle. Gdyby chociaż trochę się opamiętał z tym otwartym sprzeciwem wobec ich rodziny… Regulus nie mógł zaprzeczyć, że podziwia brata. Syriusz zawsze mu imponował, był atrakcyjny, czarujący, dziewczyny rzucały się mu do stóp na jedno skinienie, gdyby nadal był w drużynie, byłby świetny na jakiejkolwiek pozycji, a jego talent do magii był po prostu zaskakujący. Nauczyciele mogli go nie znosić jako Huncwota, ale jako uczeń, pomijając jego słynne pyskówki i częstotliwość zrywania się z lekcji, był uwielbiany.
                James Potter, pierwszy Huncwot na równi z jego bratem. Regulus mógł powiedzieć o nim prawie to samo, co o Syriuszu. Czarujący, przystojny, utalentowany, ale kiedy Syriusz zajmował się kolejnymi podbojami miłosnymi, Potter poświęcał swoją uwagę głównie tej rudowłosej szlamie. Młody Black nie mógł powstrzymać cichego zgrzytnięcia zębami. Lily Evans była jednym z jego najgorszych przekleństw, upierdliwa, idealna uczennica, prefekta z powołania, a w dodatku sposób, w jaki traktowała Pottera… Nie, żeby Regulus przejmował się Jamesem, po prostu nie mógł uwierzyć, że tak niesamowity czarodziej marnuje się przy takiej szlamie! Mógł mieć nadzieję, że niedługo będą mogli się jej pozbyć. James zasługiwał na kogoś lepszego. Nawet, jeśli podczas ostatniego meczu prawie zrzucił Regulusa z miotły. (A Black musiał przyznać, że niemiałby nic przeciwko zrzuceniu go z miotły, o ile zrzucającym byłby właśnie Potter.)
                Trzeci i ostatni Huncwot darzony przez Regulusa jakimikolwiek ciepłymi uczuciami – Remus Lupin – akurat siedział kawałek dalej przeszukując książki w poszukiwaniu informacji. Lupin był przeciwieństwem Pottera i Blacka, ale nie do końca. Drugi gryfoński prefekt, idealny uczeń, „ten grzeczny”… No i uroczy. Remus Lupin był cholernie uroczy z tymi jasnymi, wiecznie rozczochranymi włoskami i zielonymi oczkami. Poza tym Regulus podejrzewał, że bez Lupina dwóch wcześniej wspomnianych panów długo by nie pożyło.  Może skoro czegoś tak gorączkowo szukał… Nie, nie może. Ci dwaj na pewno znowu coś odpieprzyli, ewentualnie w coś się wpakowali! Pytanie w co?
                Syknął cicho i z trzaskiem zamknął czytaną książkę przypominając sobie nerwowego Petera z wczorajszego wieczora. Ten mały szczur miał coś namieszać, prawdopodobnie Remusowi teraz chodziło o to „coś”. Regulus nagle poczuł nieodpartą chęć wmieszania się w ową sprawę.

***

                - Co tak właściwie mamy sobie wyjaśnić? – zapytał James nie mając odwagi spojrzeć na Syriusza. I dobrze, Syriusz też nie mógł teraz na niego spojrzeć. Jak miał na niego patrzeć, kiedy ciągle myślał o nocy, której teraz nie pamiętali. O cholernej nocy, po której im obu został ból dupy! Było jasne, że obaj nieźle się zabawili, tylko czemu, na Merlina, ze sobą?! Syriusz mógł łatwo wytłumaczyć jak mogło to wyglądać z jego strony, chociaż wolał spychać te myśli gdzieś na skraj świadomości, ale Potter?! To było kompletnie nielogiczne, James latał za Evans, a Evans wiecznie go odtrącała, a do Syriusza… Nie, nie, nie. Od razu było widać, że Rogacz ma go tylko za przyjaciela i tak MUSIAŁO zostać. Black nie miał zamiaru udawać, że cała ta sytuacja ma na niego jakikolwiek wpływ. James po prostu nie mógł wiedzieć… Ale mimo to jego głupie pytania prosiły się o trzaśnięcie w twarz. Oj, zatęskniłby za tymi policzkami wymierzanymi przez Lily!
                - Hm, no nie wiem, przespałem się z tobą, ty ze mną, może ja z tobą w babskiej wersji. Przecież to takie normalne! W końcu cały czas to robimy! – warknął odsuwając się na drugi koniec łóżka. Nie chciał w jakikolwiek sposób dawać znać, że przeżywał to w inny sposób, niż powinien. Powinien czuć się dziwnie, prawdopodobnie powinien też zachowywać się jak każdy facet przyłapany w łóżku z kumplem. Niestety, nie wiedział jak to jest i jak powinien się czuć w takiej sytuacji. Zamiast tego jego splątane myśli wędrowały do momentów, które, jakimś cudem, zapamiętał. Jak z niewiadomych powodów pocałował Jamesa, a ten go nie odtrącił, jak szli do łóżka systematycznie pozbywając się ubrań… Powinien się uspokoić, bo jeszcze źle to się skończy.
                - Wybacz, Black, ty przynajmniej nadal jesteś w swojej normalnej postaci! – ofuknął go Rogacz. Jakby to była jego wina, że potterowe ciałko nagle postanowiło zniewieścieć!
- Może to Evans pozbawiła cię jaj – burknął Syriusz. Napięcia wcale nie łagodził uciążliwy ból, który pojawiał się przy każdej przyjmowanej przez niego pozycji. Mógł mieć tylko nadzieję, że James musi znosić coś podobnego.
                Tak naprawdę nie byłoby tak źle, gdyby wiedział, że nie był to tylko pijacki wybryk. Czuł się jak głupia nastolatka z taniego romansidła, ale miał wrażenie, że to naprawdę mogłoby mu pomóc. Ale Potter kochał Lily, a on… A on był po prostu przyjacielem. Oczywiście jeszcze gorszy był Rogacz pod postacią hojnie obdarzonej panienki. Ciężko było ignorować jego ładną buźkę i zgrabne ciałko. Takie to mógłby mieć nawet przez jakiś miesiąc i byłby zadowolony. Ale to był Potter. I oby Remus go szybko odmienił, bo jeśli James miał dostać okresu… Niech Merlin ich broni, normalnie Rogacz bywał potwornie humorzasty, szczególnie po kolejnym koszu od Evans, a co dopiero Potter z okresem!

***


Nie mam pojęcia co robię. Trochę już późno, nie? Nic, Potter z okresem horrorem każdego Huncwota, chyba, że Syriusz dostanie okresu… O czym ja, kurde, myślę?! ;-; Regulus się zgadza? Tak, zjebałam go, wiem, inaczej nie potrafię. Ogólnie to krótkie, znowu, coś się dzieje z moim pisaniem, ugh. Cieszcie oczy, a ja idę poszukiwać wielkiego Niczego or sth. Botanika jest zła! (Musiałam dać hejta. Hejt na botanikę, najgorszy dział biologii zaraz po ekologii.) Nie obrażę się za komentarze J <---- Ta emota ma być creepy, rozumiecie aluzję, nie?