Remus Lupin już dawno przestał myśleć, że wilkołactwo go wykończy. Nie, jego choroba, w porównaniu z Potterem i Blackiem była tylko drobnym problemem. Pełnia była tylko co miesiąc, a gdyby oni ograniczali się jedynie do weekendowych wyskoków, to już byłby cud! Ich numery z dnia na dzień były coraz dziwniejsze, a ostatnio bywały też niebezpieczne. I kto musiał ratować im dupy? No oczywiście on! Nie, żeby miał im to za złe, gdyby nie ich brak poszanowania dla szkolnego regulaminu, prawdopodobnie cała ich znajomość wyglądałaby zupełnie inaczej, ale coraz częściej się o nich martwił. Próbował ich trochę uspokoić, kiedy rok temu został prefektem, ale nigdy nie miał serca do dawania im szlabanów, od tego była Lily.
Z cichym westchnieniem zamknął kolejną książkę i odłożył ją na stosik przewertowanych dzieł, w których nie znalazł nic. Całe przedpołudnie przeglądał materiały na temat transmutacji ludzkiej, eliksirów zmieniających wygląd i tym podobnych. Ktoś, kto zmienił Jamesa w laskę musiał się nieźle namęczyć, żeby w ogóle tego dokonać. Oczywiście mógł z tym pójść do McGonagall, ale wyjaśnienie okoliczności, w jakich James został dziewczyną przysporzyłoby kłopotów praktycznie wszystkim Gryfonom, więc zamierzał się do tego uciekać dopiero, kiedy naprawdę nie będzie w stanie sam sobie z tym poradzić. Sięgnął po kolejną książkę z nadzieją, że może w końcu znajdzie rozwiązanie. Nie zdążył się przekonać czy tak jest. Drobna ręka wylądowała na brązowej okładce zatrzaskując książkę, co wyrwało Remusa z zamyślenia.
Powoli powiódł wzrokiem w górę. Nad nim stał drobnej postury Ślizgon z iście arystokratyczną miną, która przy jego delikatnych rysach przywodziła na myśl rozkapryszone dziecko. Mimo to było w nim coś znajomego, w tej twarzy, te czarne włosy i oczy w tym samym kolorze… Remus nagle poczuł dziwną potrzebę odsunięcia się kawałek, ale równocześnie w tej sytuacji było coś intrygującego. Po co Regulus Black miałby się do niego zbliżać? Lupin od początku roku był święcie przekonany, że odkąd Syriusz uciekł z domu między braćmi wyrósł niewidzialny mur uprzedzeń i niedopowiedzeń. Porównując to do początków szkoły, teraz wydawało mu się to oddalone od teraźniejszości o lata świetlne, sytuacja była trochę przybijająca. Remus wiedział, że po przydziale do Gryffindoru większość rodziny Blacków zaczęła się do niego odnosić o wiele chłodniej, ale mimo to na drugim roku Syriusz jeszcze podczas podróży do szkoły przedstawił im młodszego brata. Niezręcznie zrobiło się wtedy, gdy Regulus z dumą oświadczył, że jest pewien swojego przydziału do Slytherinu. Nie mylił się. No i się zaczęło… Na początku nie było źle, chociaż się kłócili, głownie o matkę i jej poglądy, a z roku na rok było coraz gorzej. Na trochę przed zakończeniem ich piątej klasy rozpętało się prawdziwe piekło. Młodszy Black przyznał otwarcie, że popiera Voldemorta i jego Śmierciożerców, chociaż nikt z nauczycieli nigdy tego nie usłyszał. Być może z powodu stresu związanego z SUMami (Remus mógłby w to wątpić, Syriusz był niezwykle pewien swoich umiejętności), Łapa od słów przeszedł do czynów i obaj popisali się biegłą znajomością najróżniejszych uroków.
- Jakiś problem? – zapytał Lupin najbardziej obojętnym tonem, na jaki było go stać.
Regulus nachylił się nad stolikiem, żeby zrównać się z nim wzrokiem.
- Najwyraźniej z moim bratem. Znowu – prychnął Ślizgon. – Sobota w bibliotece? Może bym uwierzył, gdybyś nie przerzucał stosu książek o zbliżonej tematyce. W co on się wpakował? – zapytał takim tonem, jakby kolejny wybryk Syriusza był skazą na jego osobistym honorze.
Czasami ten chłopak przerażał Lupina. Był tak inteligenty, jak Syriusz, chociaż obaj stosowali to na swoje sposoby. Niestety, obaj dobrze się znali, więc chcąc czy też nie, potrafili się domyślić co się działo z tym drugim. Jednak oczywistym też było, że Syriusz miał niezwykły talent do pakowania się w kłopoty. Podstawowym problemem było, czemu młodszy Black się tym interesował? Przecież nawet się do siebie nie odzywali. Zachowywali się, jakby wcale się nie znali. Ale teraz Regulus patrzył na Remusa spojrzeniem rozkapryszonego książątka, co byłoby nawet zabawne, gdyby nie fakt, że jego zainteresowanie Syriuszem nie mogło wróżyć nic dobrego. Był o tym święcie przekonany, ostatni rok spędzili na podsycaniu rodzącej się między nimi nienawiści, a ostry temperament Syriusza wszystko pogarszał.
- Przerzucanie stosu książek o zbliżonej tematyce może być oznaką odrabiania pracy domowej, Black. A teraz z łaski swojej spadaj – odparł utrzymując obojętny ton. Spróbował odtrącić rękę młodszego chłopaka, ale on sam ją cofnął. Mimo to Ślizgon nie odszedł. Popatrzył na niego z góry marszcząc brwi dokładnie w ten sam sposób, jak Syriusz, kiedy próbował rozwiązać jakiś problem. Remus poczuł, że świat się na niego uwziął, zawsze uważał, że było to urocze, ale świadomość, że patrzył teraz na Regulusa jakoś go otrzeźwiała. Mimo to, byli do siebie zbyt podobni, tylko pod względem aparycji, ale jednak...
- Jakoś ci nie wierzę, Lupin – stwierdził chłopak patrząc na Remusa tak wyniośle, jak się tylko dało. - Jeśli ty mi nie powiesz, sam się dowiem – dodał obracając się do niego plecami, co Lunatyk skwitował jedynie wzruszeniem ramionami.
Nie tracąc czasu na oglądanie pleców Regulusa, szybko otworzył książkę i zaczął przeglądać spis treści w nadziei, że tym razem mu się poszczęści. Nawet nie zauważył, że młodszy chłopak podkradł jedną z książek, którymi się otoczył. Nie zwrócił uwagi na adnotacje, że spisane w tym tomie eliksiry wykraczają poza materiał ich szkolnych podręczników i zawierając receptury zbyt skomplikowane dla przeciętnych absolwentów szkoły, za to od razu zauważył, że znajdzie w nim eliksir zmieniający płeć. Biorąc pod uwagę wcześniejsze porażki, wydało mu się, że właśnie doczekał zbawienia. Szybko odnalazł stronę, na której zaczynała się receptura i z nadzieją na uratowanie tyłka Pottera zaczął czytać.
***
Każda kolejna minuta sam na sam z Jamesem w jednym łóżku była prawdziwą torturą. Gdyby Lupin się nad nimi zlitował i podzielił się jakimś zaklęciem łagodzącym ból, już byłoby lepiej, przynajmniej mogliby wstać. Niestety, w tej sytuacji zostawało im tylko leżeć i czekać na powrót Lunatyka. Jeszcze nigdy nie spędzili tyle czasu nic nie mówiąc, a przynajmniej tak wydawało się Syriuszowi. Minuty dłużyły się jak godziny, a on czuł się coraz gorzej. Gdyby nie ten wypadek, mógłby nadal spokojnie udawać, że nic się nie dzieje. Śmiałby się z nieudanych zalotów Pottera do Evans, planowaliby kolejne wyskoki, nic by się nie stało! Udawanie, że nie wszystko jest tak, jak być powinno byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby ta noc nigdy nie zaistniała. Jeśli byli w stanie przespać się ze sobą, nawet po pijaku, to już musiało coś znaczyć. Ze strony Jamesa, prawdopodobnie były to chwilowa utrata zmysłów i próba odreagowania kolejnego kosza od Lily. A on... On był po prostu nachlanym idiotą, który przypadkiem zakochał się w swoim przyjacielu.
Po ich ostatniej wymianie zdań ukrył głowę pod poduszką, żeby tylko James nie mógł zauważyć ewentualnych oznak jego zmagania się ze sobą. Chyba po tym wszystkim będzie musiał poprosić Lupina o zmodyfikowanie im pamięci. To byłoby najlepsze rozwiązanie, jeśli zapomną, będzie tak, jakby to nigdy się nie stało. I co z tego, że podświadomie chciałby zapamiętać każdy szczegół. Prawdopodobnie były to już oznaki małego masochizmu. Gdyby pamiętał, bardziej bolałoby go to, że całe zajście było jedynie wynikiem zbyt dużego stężenia alkoholu we krwi. Chyba było z nim coraz gorzej, przecież nigdy nie przywiązywał wagi do znaczenia łóżkowych zabaw, a teraz miał problem, z którym, prawdopodobnie, zmagały się dziewczyny, które sam tu sprowadzał. Zaraz zacznie się zachowywać jak Potter, kiedy na widoku była Evans, tylko, że będzie musiał się z tym kryć! Przecież nie mógł sobie na to pozwolić!
- Łapa? - niespodziewanie James postanowił się jednak odezwać, chociaż tym razem przybrał ten zaniepokojony ton, którego używał, kiedy zastanawiali się, co dorzucili do kociołka, że eliksir wygląda, jakby zaraz miał z niego wyjrzeć kosmita. Zaraz po tym poczuł jego ciepłą dłoń na swojej nagiej łopatce. Lekko się wzdrygnął, jakoś nie mógł normalnie potraktować kontaktu cielesnego po ich wspólnej nocy. To było zbyt dziwne. Sam fakt, że James mógł się przełamać świadczył o tym, że niezbyt się tym przejął. No cóż, jego bardziej martwiła nagła zmiana płci niż przespanie się z przyjacielem. W sumie lepiej było wiedzieć, że ma to gdzieś, niż usłyszeć, że Rogacza to brzydzi czy coś w tym stylu. Zawsze to lepsze niż nic.
- Syriusz, nie mów, że dalej masz kaca – jęknął chłopak lekko nim potrząsając.
- Nie – burknął spod poduszek. Nie miał siły na kolejną idiotyczną wymianę zdań z Rogaczem, ten już wyraźnie dał mu do zrozumienia, że ten wyskok nic dla niego nie znaczył. Może nie był to najgorszy scenariusz, ale równocześnie irytowało go to, że James nie raczył ani trochę się tym przejąć.
- Nie mów, że teraz będziesz się obrażał za to... Łapa, to tylko jedna pijacka noc, nic takiego – westchnął potrząsając nim mocniej.
Wyczuwając, że Rogacz właśnie wszedł w fazę upierdliwości, a jego kobieca wersja jednak wydawała mu się jakaś groźniejsza (w końcu miał dłuższe paznokcie) postanowił wykopać się pod poduszki. Był to oczywisty błąd. Prawie od razu natrafił wzrokiem na damskie ciało Pottera ubrane jedynie w przydużą koszulę, która może i zasłaniała dolne partie, ale ten chyba złośliwie nie dopiął jej na piersiach. Idiota jak nic. Jakby jeszcze bardziej trzeba było go dobijać.
- Wcale się nie obrażam, ale pozwól, że ci uświadomię, że przez ciebie boli mnie dupa. Gdybyś raczył dać mi spokój i pozwolił po prostu leżeć, bo kurwa, to wcale nie jest takie przyjemne, byłbym bardzo wdzięczny! - warknął jak najszybciej odwracając wzrok od tego babskiego ciałka. To naprawdę było nie fair! Gdyby to na niego trafiła ta transformacja, to Potter musiałby się męczyć, a na pewno byłoby mu trochę łatwiej. Nie, żeby Syriusz chciał utkwić w damskim ciele, ale na pewno byłoby to bardziej sprawiedliwe. Gdyby chociaż nie musiał z nim tu leżeć...
- No wybacz, wątpię, żebyś protestował! I gdybyś zdążył zapomnieć, wcale nie jesteś lepszy! - burknął Rogacz tonem obrażonej księżniczki. Był to oczywisty znak, że sytuacja robi się groźniejsza, już przechodził w tryb typowej baby.
Uratował go, oczywiście, Remus. Luniaczek wpadł jak burza przy okazji trzaskając drzwiami i z dumą pokazał im jakąś oprawioną w skórę książką, której tytuł był, prawdopodobnie, kiedyś wypisany pozłacanymi literkami, ale teraz wszystkie się starły tak, że z daleka Syriusz nie był w stanie przeczytać tytułu.
- Mam! - oświadczył z dumą próbując poprawić rozwichrzone włosy. - Nic więcej nie znalazłem, więc pewnie właśnie tego ktoś użył, no i jest receptura na antidotum... Tylko, że jest piekielnie trudne, przyda nam się pomoc... - mówiąc to Lunatyk zaczął przechadzać się po dormitorium w tą i z powrotem zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że pozostali Huncwoci wpatrują się w niego z dezorientacją wypisaną na twarzach.
- Luniaczku, zwolnij... O co chodzi? - przerwał mu Syriusz. Remus zatrzymał się w pół kroku i obejrzał się na nich jakby dopiero teraz sobie uświadomił, że nie jest sam.
- Jeszcze nie wstaliście? Myślałem... Nie było mnie tyle czasu! - stwierdził wyraźnie załamany ich nieogarnięciem.
- Nie raczyłeś nam pomóc, jak mamy wstać z obolałymi dupami? - Syriusz zrobił minę zbitego psa, jak to miał w zwyczaju, kiedy uważał, że spotykała go jakaś potworna niesprawiedliwość. Wiedział jak działało to na Lupina, chociaż nie miał pojęcia czemu.
Remus musiał skapitulować. W sumie nawet nie miał wyboru, Syriusz z premedytacją wykorzystywał swój urok osobisty przeciwko niemu, chociaż pewnie nie był tego całkowicie świadomy. Prawdopodobnie był przekonany, że Lupin nie potrafił długo się na nich gniewać i po części była prawda, ale główne skrzypce grał tu właśnie urok Łapy. Czasami czuł się jak skończony frajer, bo zabujał się we własnym kumplu, który w dodatku był psem na baby. Sytuacja po prostu beznadziejna, a on mimo wszystko nadal miał nadzieję. A wszystkie te miny Syriusza, którymi próbował coś wybłagać były dla niego po prostu nie do zniesienia. Takie urocze, że powinny być konstytucyjnie zakazane. Przynajmniej tak uważał Remus. Miał tylko nadzieję, że Łapa nie zauważa nic dziwnego w jego zachowaniu i się nie domyśli. Dobrze wiedział, że nie było szansy, żeby Black poczuł do niego coś więcej, czasami nawet wątpił, czy on może się w kimkolwiek zakochać. Zachowywał się tak, jakby niewiele go to interesowało, po prostu skakał z kwiatka na kwiatek. Gdyby dowiedział się o uczuciach Remusa cała ich przyjaźń mogłaby się rozsypać.
- No już... - westchnął cicho kapitulując. I tyle z tej ich kary wyszło, znowu.
Podszedł do nich, żeby obu uwolnić od efektów pijackiej nocy. Naprawdę starał się nie zwracać uwagi na to, że Syriusz ma na sobie jedynie bokserki. Potter wcale nie był lepszy, chociaż Remusa trochę zirytował fakt, że pożyczył sobie koszulę Syriusza, a ten nawet nie zwrócił na to uwagi. Jakim prawem? Łapa zawsze narzekał, kiedy James kradł jego koszule, najczęściej przez pomyłkę.
- Znalazłem rozwiązanie... - burknął cicho kończąc zaklęcia znieczulające dla Jamesa. - Prawdopodobnie ktoś dolał naszej księżniczce eliksiru zmiany płci. Mam recepturę na antidotum, ale jest potwornie skomplikowane. Przydałaby nam się pomoc.
- Pomoc? Ale czyja? - powtórzył za nim Syriusz lekko przekrzywiając głowę. Nigdy nie potrzebował niczyjej pomocy. Samo to pojęcie wydawało się mu bardzo abstrakcyjne. To znaczy, jeśli chodziło o czas spędzany w szkole. Wolał nie myśleć jak wyglądałoby jego życie, gdyby Potterowie nie pomogli mu po ucieczce z domu.
- Mhm... Łapuś, a kto jest u nas najlepszy z eliksirów? - zapytał Remus patrząc na niego znacząco. Dobrze wiedział, jak obaj zareagują na tą propozycję, ale było to jedyne rozwiązanie, a przy okazji jedyna osoba, której, w jego mniemaniu, mogli zaufać.
Protesty wybuchły praktycznie od razu. Syriusz poderwał się z łóżka wykrzykując głośno, że nie ufa wrednym, rudym prefektkom. Było to do przewidzenia. Łapa nigdy nie przepadał za Lily, która czepiała się każdego ich wybryku i gardziła postawą jego i Jamesa, a przy okazji wiecznie odrzucała jego najlepszego przyjaciela ich obu mieszając z błotem. Chociaż ostatnio zrobił się wobec niej jeszcze bardziej wrogi, a wydawało się to niemożliwe. Remus nie miał pojęcia czemu tak się działo, ale odkąd wrócili do szkoły we wrześniu krzywił się kiedy tylko James próbował przy nich zaprosić ją na randkę. Może po prostu miał już dość tego, że Potter robi z siebie idiotę. Było to trochę dziwne, bo jeszcze przed wakacjami nieźle się bawił obserwując te nieudane podrywy i popierał Rogacza, jak się tylko dało. Za to James zaczął gorąco protestować ze swoich powodów. Ciągle powtarzał, że nie pozwoli, żeby Evans takim go zobaczyła. Remus przestał słuchać jego wywodu, kiedy przeszedł do jego rozpaczania nad tym, jak fatalnie wpłynęłoby to na jej opinię o nim.
- A macie lepsze rozwiązanie?! - udało mu się w końcu ich przekrzyczeć. Ku jego zdziwieniu, podziałało. Obaj chłopacy równo się zamknęli i popatrzyli na niego z lekko otwartymi ustami, jakby chcieli coś powiedzieć, ale się zacięli.
- No właśnie. Syriusz, ubieraj się, pójdziesz ze mną. I weź mapę – powiedział, zanim obaj odzyskali głos.
- Uh... Może Evans bardziej spodoba się twoja babska wersja, Potter – rzucił z przekąsem Syriusz, uśmiechając się kpiąco. Brzmiało to jak jeden z jego żartów, chociaż Remus miał wrażenie, że wyłapał w głosie przyjaciela jakąś dziwną nutę.
***
Dobra, moi drodzy państwo, po długiej walce z Open Officem, który w dodatku postanowił wpierdolić akapity i musiałam się bawić w dokumentach Google, żeby to jakoś wyglądało, po ciężkiej bitwie z motywacją, chęciami do życia, brakiem czasu i Wenem, który nawet nie postanowił się pojawić, coś napisałam. Miejscami dupa, miejscami sama nie wiem, co robiłam z klawiaturą, ogólnie to znowu 100% spierdolenia, ale to już norma, Regulus księżniczka, Syriusz księżniczka, James księżniczka... Zaraz będzie Gra o Tron. Mama Remus znowu ratuje sytuację, typowo. Podsumowując: Lucy przydałoby się wrócić do pisania, ale nie ma kiedy.
Nic, specjalne pozdrowienia dla maturzystów XD (Śmieję się, a za rok to będę ja ;-; ) Nic, możecie mnie za to zjechać, nie zdziwię się.
Tytuł zmieniony, bo mogę. Wszyscy wiedzą skąd, nikt nie wie, że mogę powiedzieć to o fabule.
Luce out.