Sobotnie wieczory w gryfońskiej wieży najczęściej miały spokojny charakter. Młodsi uczniowie zajmowali się sobą, starsi uczyli się bądź przesiadywali w pokoju wspólnym. Panna Evans aktywnie udzielała się jako prefekt i próbowała naprostować Huncwotów bądź chociaż uprzykrzyć im życie. Jednak ten wieczór nie był ani trochę spokojny. Wszyscy uczniowie z Gryffindoru byli zaangażowani w świętowanie ostatniej wygranej w meczu ze Ślizgonami. Nie dość, że wygrali z prawie stu punktową przewagą, to wyeliminowali Slytherin z rozgrywek. Żeby wygrać puchar musieli już tylko pokonać Krukonów. Nie dało się zaprzeczyć, że udało im się głównie dzięki ich gwieździe - Potterowi.
James jednak zniknął gdzieś na początku wieczoru. Prawdopodobnie znowu próbował namówić Lily na randkę. Za to drugi, z całej czwórki, Huncwotów, prawdopodobnie jeden z najprzystojniejszych uczniów, podrywacz i uroczy kombinator jakich mało - Syriusz Black właśnie pławił się w luksusach płynących z samego faktu jego egzystencji.
Starszy z braci Black niewątpliwie posiadał w swojej władzy urok, któremu chyba nikt nie potrafił się oprzeć. Niespokojna dusza buntownika też nie mogła być nikomu obojętna. Należy również wspomnieć, że wbrew wszelkiej opinii nie był zaraz takim złym uczniem. Wręcz przeciwnie, zarówno on, jak i James byli zdolnymi czarodziejami, po prostu wszelkie zasady zwisały im i powiewały. Tak naprawdę z całej ich "elitarnej" paczki jedynie Glizdogon nie radził sobie tak dobrze.
Łapa aktualnie zajmował jedną z kanap rozpostarty na niej jak wielki kot na legowisku. Wodził wzrokiem po pokoju jak drapieżnik wypatrujący ofiary, z leniwym uśmiechem błądzącym po ustach. A uśmiech też miał swoje zadanie, bo kto by mu się oparł? Zdążył już rozważyć kilka... kilkanaście kandydatek, z którymi mógłby się zabawić, jednak z niewiadomych powodów po nieco dłuższym zastanowieniu każdą odrzucił. Na razie ograniczał się do picia przemyconej Ognistej Whisky i obserwowania towarzystwa w oczekiwaniu na... Nie wiedział na kogo, ale najwyraźniej jego wstawiony mózg wiedział lepiej co ma robić.
Nikogo nie zdziwiło to, że godzinę później tańczył na stole z przypadkowo złapaną dziewczyną bez wyraźnego powodu. Po prostu chciał zrobić coś niewyobrażalnie widowiskowego, a zarazem bezcelowego.
***
"Umówisz się ze mną Evans?" Pytanie to było znane prawie tak, jak wyskoki osobnika, który jej zadawał. Odpowiedź "Chyba śnisz, Potter!" i pogardliwe spojrzenie rudowłosej prefekt nie miało się gorzej. James, mimo to, że znał odpowiedź nadal powtarzał swoją część tego dialogu za każdym razem, kiedy Lily pojawiała się w jego zasięgu. Przecież kiedyś musiała się złamać i przyznać, że tak naprawdę jest nim oczarowana. Nie było innej opcji!
Zaopatrzony w ten niepoprawny optymizm i przynajmniej kilka promili James wyruszył na poszukiwania panny Evans pośród rozbawionych Gryfonów. Nie dało się uniknąć niespodziewanych przerw wywołanych nagłym przypływem radości i namów do spędzenia chociażby chwili na świętowaniu zwycięstwa z osobami, które ledwie kojarzył. Nie przeszkadzało mu to w najmniejszym stopniu.
Kiedy odnalazł swoją płomiennowłosą wybrankę był wstawiony co najmniej dwa razy bardziej niż na początku swoich poszukiwań. Nie spodziewał się, że idealna uczennica, jaką była Lily postanowi od tak rzucić się w wir jakże nieodpowiedzialnej zabawy. Prawdopodobnie od niego, jako, że z niewiadomego powodu został ogłoszony prefektem naczelnym, oczekiwano by tego samego. Większego błędu nie można było popełnić. Prawdę mówiąc planował trochę rozkręcić Remusa, ale ten oczywiście okazał się niezwykle odpowiedzialnym przyjacielem, który uważał się za ich ostatnią deskę ratunku, kiedy to będą przechodzić przez mękę zwaną "kac". Mimo to warto było.
Lily siedziała na klatce schodowej prowadzącej do dormitoriów dziewczyn, a jej mina po zobaczeniu Pottera nie wróżyła Huncwotowi najlepiej. James wręcz poczuł jak przeszywa go lodowymi nożami czającymi się w zielonych oczach. Logiczne więc było, że uśmiechnął się najlepiej jak umiał i podszedł nieco chwiejnym krokiem do dziewczyny. Ta zmierzyła go nieprzychylnym wzrokiem i prychnęła jak rasowa kotka.
- Czego chcesz? - Pytanie padło zaraz po tym, jak James usiadł obok niej ani na chwilę nie przestając się uśmiechać.
- Umówisz się ze mną, Lilcia? - odpowiedział pytaniem popisując się niezwykle poprawną wymową jak na jego obecny stan. I kolejne prychnięcie.
- Po pierwsze: jesteś pijany. Po drugie: jeszcze raz tak mnie nazwij, a przysięgam, rzucę na ciebie najpotworniejszy urok, jaki uda mi się znaleźć. - Nie dało się nie zauważyć wyraźnie brzmiącej w jej głosie pogardy pomieszanej z groźbą.
- Nie powiedziałaś "nie"! - James ucieszył się jak dziecko odbierając to za oznakę postępu. - Może za...
- Chyba śnisz! - przerwała mu odsuwając się kawałek. Nic sobie z tego nie zrobił i przesunął się za nią.
- Skarbie, jak sama zauważyłaś jestem pijany, ale nie na tyle, żeby mieć zwidy czy inne halucynacje. Nie odmówiłaś... - Mówił bardzo szybko, żeby Lily nie zdążyła mu przerwać, ale w pewnym momencie przerwał im głośny okrzyk dobiegający z pokoju wspólnego.
James usłyszał jedynie jak Lily rzuciła jakąś uwagę o "nieodpowiedzialnych pacanach" i tyle ją widział. Zbiegła do pokoju wspólnego prawdopodobnie, żeby opanować sytuację. James ruszył się dopiero po chwili. Wstanie wymagało o wiele więcej wysiłku niż samo chodzenie, przynajmniej w jego stanie. W końcu dopiął swego walcząc z bezlitosnym prawem grawitacji i własnym umysłem, który mylił lewą nogę z prawą oraz na odwrót. Tak właśnie walcząc ze sobą dotarł do pokoju wspólnego.
Widok był bezcenny. Syriusz w najlepsze tańczył na stole z jakąś przypadkową panienką. Musiał przyznać, że jego przyjaciel, nawet pijany, miał niezły gust. Dziewczyna miała długie do pasa włosy w kolorze ciepłej czekolady, była smukła, niższa od Syriusza, ale nie za niska. James nie widział jej twarzy, ponieważ stała tyłem. Za to był w stanie ocenić, że Łapa musiał już być naprawdę wstawiony, nogi mu się plątały i chyba właśnie obstawiano ile jeszcze potrwa, zanim spadnie ze stołu.
Potter przezornie przepchnął się pod stół. Nie dało się przy tym uniknąć poklepywań po plecach, kilka razy ktoś zaproponował mu Ognistą (nie odmawiał zbyt przekonująco). Okazało się, że miał niesamowite wyczucie czasu. Syriuszowi powinęła się noga, akurat kiedy James znalazł się za nim. Black z okrzykiem zaskoczenia upadł prosto w ramiona skołowanego Pottera. Nie dało się pominąć faktu, że Łapa nie należał do najlżejszych, a on naprawdę wypił za dużo. Nic więc dziwnego, że James też się zachwiał, ale ustał na nogach.
- Mamy parę młodą! - Krzyknął ktoś na tyłach, a reszta towarzystwa podchwyciła temat i zapanował szum rozmów podważających orientację obu chłopaków.
James szybko postawił Syriusza na nogi. Miało to służyć jedynie utrzymaniu równowagi. Podłoga nagle wydała mu się niezwykle niestabilna... Nie! Ona falowała! Falowała jak... Jak to coś wywieszane na statkach. Nie miał głowy do określania przedmiotów ich nazwami. Kto by się tym przejmował.
- Roguś? - Głos Syriusza wydawał się bardzo niewyraźny. Kto wie czemu?
Obrócił głowę w poszukiwaniu przyjaciela. Stali tak blisko siebie, że równie dobrze mogliby się pocałować. Sam nie wiedział czy on podpierał się o Syriusza czy też Łapa o niego. Poza tym "Roguś"? Chyba ktoś robił się sentymentalny, to nie wróżyło najlepiej, tym bardziej, że z Jamesem nie było lepiej.
- Chodź ze mną. - Poprosił chłopak już ciągnąc go w stronę klatki schodowej.
Nie opierał się. Nie chciał się opierać. Nie wiedział czemu, ale pasowało mu to. Może gdzieś po drodze mignęły mu rude włosy. Naprawdę nie interesowało go nic, przynajmniej tak mu się wydawało. Na obecną chwilę miał bardzo zaburzone poczucie realnego świata. Być może dlatego nie zauważył kiedy znalazł się w huncwockim dormitorium.
Nieco rozbudziło go trzaśnięcie drzwi. Najwyraźniej Syriusz uznał, że poświęcenie zbyt wiele czasu na zamykanie drzwi nie opłaca się mu w najmniejszym stopniu. Łapa pociągnął go w bliżej nieokreślonym kierunku. Przynajmniej tak się wydawało do czasu, aż oboje padli na pierwsze lepsze łóżko, jakie było im po drodze.
- Łapa? - Wymamrotał spoglądając na drugiego Huncwota. Znowu byli niebezpiecznie blisko. Zbyt blisko! Ale najwyraźniej wcale im to nie przeszkadzało. Syriusz nie wyglądał na zakłopotanego, James też nie czuł się skrępowany. Może to Ognista? Chyba przesadzili...
Odpowiedź nigdy nie nadeszła, przynajmniej nie słowna. Syriusz Black brał to czego chciał, chyba jeszcze nigdy nikt mu nie odmówił. James nie zmienił tego schematu. Nie odtrącił Syriusza kiedy ten go pocałował, później też tego nie zrobił. I żaden nie myślał o tym, co będzie rano.
***
Yhym, długość kuleje. Wiem, ale jakoś tak po prostu wyszło, moje zboczenie chyba trochę zmalało i nie ma scen łóżkowych. Jestem leniwa. To jedyne wytłumaczenie xD Naprawdę nie mam pojęcia jaki jest sens w tej całej zbieraninie literek powyżej, po prostu przydało się ogarnięcie co było zanim James ewoluował w stworzenie zwane dziewczyną. TYM RAZEM PAMIĘTAŁAM O JUSTOWANIU! Tak dla ścisłości... Pozdrowienia dla Misy, ten mentalny wpierdol chyba czegoś mnie nauczył. Chyba! Skleroza nie boli. Przecinki to mój serdeczny wróg, nie zdziwi mnie, że znowu pospierdalały. Nie wiem co mam jeszcze powiedzieć. Dobra, Jud się obawia co ja tu tworzę (pozdrawiam xD), także proszę serdecznie, komentarze nie gryzą. Ja mogę, ale nie gustuję w ludziach z internetów. (Nie wnikajmy w to, proszę, sama nie ogarniam.)